Rosjanie w pierwszych dniach wojny zamienili życie mieszkańców Charkowa w piekło. Wielu z nich do dziś nie ma gdzie się podziać, niektórzy - tak jak Tatiana - wyjechali z miasta. W wyniku rosyjskiej agresji zniszczone zostało ponad 5 tys. domów, z czego 10 procent w ogóle nie podlega odbudowie.
W pierwszym miesiącu wojny na pełną skalę, którą Rosja rozpoczęła 24 lutego 2022 r., Charków mocno ucierpiał. Ukraińskie media relacjonują: - Najeźdźcy jeździli po mieście, jakby próbowali zmienić je w popiół. Zaatakowano dzielnice mieszkalne i centrum, uderzając w zabytkowe budynki.
Charkowski pałac czy budynek uniwersytetu - właśnie z takimi obiektami "walczyli" Rosjanie.
Jedną z osób, która na własne oczy widziała rosyjskie okrucieństwo w Charkowie, była Tatiana. Kobieta wraz z mężem, synem i matką spędziła 42 dni w wojennym Charkowie. 42 dni pod ciągłym ostrzałem, w ciemności, w niebezpieczeństwie, w poszukiwaniu żywności i lekarstw.
- Przybyłam do domu mojej matki, pobliskie wejście zostało zniszczone, a fragmenty pocisków pozostały w ścianach. To była bomba kastetowa, pęka bardzo dziwnie
- relacjonuje Tatiana dla "Ukraińskiej Prawdy".
W pierwszym miesiącu wojny Charków opuściło około 30 proc. ludności. Początkowo rodzina Tatiany nie planowała ucieczki, wierząc, że walki szybko się skończą.
- Rosyjskie lotnictwo było zacięte. Metro było przepełnione, ukrywali się tam ludzie z dziećmi. Siedzieliśmy w domu i modliliśmy się. Cztery dni z rzędu nie można było wyjść na ulicę, tak "grzmiało"
- wspomina.
Strach był niesamowity. Ludzie zaczęli rozróżniać... rodzaje broni po odgłosach. - Prawie nie spaliśmy. Kiedy zasypialiśmy, budziły nas głośne dźwięki.
Na początku wojny trudno było zdobyć żywność, a pieniądze nie miały większej wartości: nie można było ich ani wydać, ani wymienić na coś pożytecznego. Ceny wzrosły kilkukrotnie. Przykładowo - ziemniaki po 40 hrywien, przed wojną kosztowały 8. Jajka podrożały pięciokrotnie i do tego rzadko były w sklepach. Ludzie wymieniali się ze sobą. Co jedli? Głównie makaron, chleb czy naleśniki. Kto miał zapas mąki, piekł chleb i dzielił się nim z innymi. W supermarketach nie było mięsa, a gdy się pojawiło, kosztowało 300 hrywien za kilogram.
Mimo tragicznych wydarzeń, służby miejskie pozostały w gotowości. Cały czas była elektryczność, wywożone były śmieci. Najdłuższy czas bez prądu to 8 godzin, a służby komunalne miasta stale dbały o czystość. W końcu po ponad miesiącu Tatiana z rodziną musiała wyjechać z Charkowa. Ostrzał stał się nie do zniesienia, ludzie wpadli w panikę. - Kiedy jechaliśmy taksówką na dworzec, siedziałam z zamkniętymi oczami.
Przybyła do Winnicy, gdzie teraz angażuje się w pomoc ukraińskim Siłom Zbrojnym. Pracuje też jako agent ubezpieczeniowy. Mąż i syn Tatiany także znaleźli pracę w Winnicy.
- Czuję się tu komfortowo, ale chcę wrócić do domu, do mojego miasta. Czekamy na wygraną
- kończy.