Od wybuchu wojny na Ukrainie, która jak wiemy - trwa już prawie rok - kraje solidarne z Ukrainą, pomagają w każdy możliwy sposób. Tajemnicą nie jest jednak, że to właśnie wsparcie militarne przydaje się najbardziej. Niemcy, choć niechętnie, po rozmowie z amerykańskim prezydentem - Joe Bidenem, również ogłosiły pakiet wsparcia. Opieszała postawa Berlina nie przeszła jedna bez echa. "Olaf Scholz pozostał wierny swojej taktyce – decyduje o dostarczeniu broni Ukrainie dopiero wtedy, gdy zrobią to sojusznicy, a presja na Niemcy staje się zbyt duża" - czytamy na łamach niemieckiego dziennika "Die Welt".
Jeden z głównych niemieckich dzienników - „Die Welt” skomentował dziś podaną wczoraj wieczorem decyzję Olafa Scholza w sprawie przekazania Ukrainie pomocy militarnej. W jej skład wejdą m.in. bojowe wozy piechoty Marder. Co ciekawe, 40 sztuk Marderów ma trafić do naszych wschodnich sąsiadów już w pierwszym kwartale tego roku. Zdaniem gazety, dotychczasowa argumentacja niemieckiego kanclerza, że Berlin dostarczy nowoczesne czołgi (zachodniej produkcji), pod warunkiem, że zrobią to samo ich sojusznicy, jest pełna „oczywistych sprzeczności”.
Pamiętamy, jak w kwietniu ubiegłego roku, rząd federalny ogłosił dostawę samobieżnych dział przeciwlotniczych Gepard, które również są zachodniej konstrukcji.
„A to, czy kilkudziesięcioletniego Mardera można nazwać 'nowoczesnym', jest co najmniej kwestią uznaniową”
- komentuje Die Welt.
Jak zaznacza dziennik, również stale wyciągany na wierzch argument, że dostawa czołgów może zostać potraktowana przez Kreml jako eskalacja, "był zawsze nielogiczny". Jeśli chodzi o Madery, służą one przede wszystkim do bezpiecznego transportu żołnierzy. Ich siła ognia jest zatem znacznie mniejsza niż czołgów Gepard czy wielokrotnych wyrzutni rakiet Mars II. A te były już dawno przez Berlin przekazane.
„Argument, że Niemcy chcą tylko dostarczać (broń) krok w krok ze swoimi sojusznikami, został już dawno obalony także przez USA. Rząd USA wielokrotnie dawał do zrozumienia, że każdy kraj sojuszniczy ma swobodę wyboru rodzaju broni, którą dostarcza Ukrainie. Olaf Scholz przez te wszystkie miesiące trzymał się jednak swojego ‘nie' dla eksportu Mardera”
- pisze niemiecka gazeta.
W myśl dziennika, kanclerz Scholz pozostał wierny taktyce, z którą świat zapoznał się już przy dostawie Gepardów, wielokrotnych wyrzutni rakietowy czy też systemów obrony powietrznej.
„Czeka jak najdłużej i dostarcza dopiero wtedy, gdy robią to sojusznicy, a presja na Niemcy staje się zbyt duża. Kanclerz chce więc najwyraźniej zająć stanowisko pośrednie między tymi, którzy w jego partii i wśród ludności domagają się dostaw broni – a tymi, którzy uważają, że pomoc niepotrzebnie przedłuża wojnę”
- czytamy.