Według najnowszych informacji na Ukrainie zginęło już 23 200 rosyjskich żołnierzy. W związku z tym armia Putina wciąż stara się uzupełniać braki. Teraz na front ściągają już nawet niepełnosprawnych.
Praktycznie kilka dni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę zaczęły spływać doniesienia o Rosjanach, którzy odmawiają walk i dezerterują. Znaczna część rosyjskich sił odchodzi z pola walki po celnych strzałach Ukraińców. W związku tym, rosyjskie dowództwo za wszelką cenę stara się uzupełnić kadrowe braki.
Były już doniesienia o przymusowych mobilizacjach oraz ogłoszeniach, które wyglądały jak oferty "chwilówek". Teraz ukraiński wywiad donosi, że reżim posuwa się jeszcze dalej - usuwa zdrowotne przeciwwskazania.
"Rosjanie praktycznie wyczerpali środki na przymusową mobilizację w ORDLO. W celu realizacji założonych planów zaopatrzenia „siły roboczej”, od 20 kwietnia zawieszono badania lekarskie zmobilizowanego personelu. Oficjalne wyjaśnienie: „z powodu braku specjalistów”. Obecnie potencjalni „rekruci” nie są w stanie uzyskać dokumentów świadczących o jakichkolwiek problemach zdrowotnych."
- przekazują służby.
Nawet osoby, które mają oczywiste problemy zdrowotne - urazy, choroby, niepełnosprawność - są mobilizowani, jednak do oddziałów logistycznych. To samo tyczy się osób, które niezbędne dokumenty jakimś cudem uzyskali.
Ponadto w Rosji, o "wypełnienie obowiązku" poborowych "dba wojskowa żandarmeria. Na rosyjskie ulice maja być przeprowadzane naloty w celu identyfikacji niezmobilizowanych poborowych. Żandarmeria regularnie ma przeszukiwać miejsca zamieszkania Rosjan.
"Jedyną alternatywą dla przymusowej mobilizacji jest zapłacenie łapówki według stałych stawek (w zależności od wieku, specjalizacji i stanu zdrowia). W szczególności w okupowanej Gorłówce łapówki od uchylania się od służby wynoszą 5 tys. rubli, w przypadku zapłaty bezpośrednio w miejscu zatrzymania. Po wysłaniu do wydziałów okręgowych „Ministerstwa Spraw Wewnętrznych” - od 75 tys. rubli"
- podaje ukraiński wywiad.