Wysoki rangą przedstawiciel jednej z firm uczestniczących w rozmowach ujawnił gazecie, że o to samo zabiegają przedsiębiorstwa z innych krajów europejskich i Brytyjczycy nie chcą dać się wyprzedzić francuskim i niemieckim.
"The Sunday Telegraph" zaznacza, że jakiekolwiek takie wspólne przedsięwzięcie zapewne będzie wymagało zgody premiera Rishiego Sunaka, choć zarówno Downing Street, jak i ministerstwo obrony odmówiło komentarza, mówiąc, że to sprawa biznesowa. Ale Ed Arnold, ekspert zajmującego się sprawami bezpieczeństwa londyńskiego think-tanku Royal United Services Institute (RUSI), powiedział: "Może to być początkowo przedstawiane jako przedsięwzięcie komercyjne, ale będzie wymagało co najmniej milczącej zgody politycznej". Jak dodaje, to "wskazywałaby na przyszłą długoterminową współpracę, pogłębiając więzi między Wielką Brytanią a Ukrainą do poziomu, na którym jeszcze nie były", a także przybliżyłoby to Ukrainę do NATO i europejskich struktur bezpieczeństwa.
Według gazety Ukraina jest chętna do tego, by produkować na licencji zaprojektowaną na Zachodzie broń czy pojazdy wojskowe, a nie tylko ją kupować, jak to miało miejsce przed rosyjską napaścią i otrzymywać, jak to się dzieje obecnie. To pozwoliłby Ukrainie na utrzymanie miejsc pracy dla dziesiątek tysięcy pracowników sektora zbrojeniowego w miarę przechodzenia z uzbrojenia zaprojektowanego w czasach sowieckich na to zgodne ze standardami NATO. Gazeta przypomina, że Ukraina zarówno w czasach sowieckich, jak i po uzyskaniu niepodległości była znaczącym producentem broni.
Z kolei dla zachodnich sojuszników Ukrainy produkcja tam broni na licencji oznaczałaby to możliwość odciążenia własnych zakładów zbrojeniowych, gdyż obecnie wysuwane są obawy, że nie są one w stanie zwiększyć produkcji na tyle, by uzupełniać ich własne zapasy.