"Mieszkanie, w którym ja mieszkałem, jak i każdy budynek totalnie jest zburzone. Kilka trafień było w nasz czteropiętrowy blok" - wskazał w Telewizji Republika Andrzej Iwaszko, związany przez lata z Mariupolem - miejscem, które Rosjanie zmienili w piekło na ziemi.
Andrzej Iwaszko to prezes Polsko-Ukraińskiego Stowarzyszenia Kulturalnego w Mariupolu. W programie w "W Punkt" na antenie Telewizji Republika redaktor Katarzyna Gójska zapytała go, czy wie, jakie są losy jego miejsca zamieszkania w tym zrujnowanym przez putinowców mieście.
- Mieszkanie, w którym ja mieszkałem, jak i każdy budynek totalnie jest zburzone. Kilka trafień było w nasz czteropiętrowy blok. Moje mieszkanie jeszcze w marcu, 16 marca, totalnie się spaliło w wyniku ostrzału. Rosja stosowała też bomby fosforowe, które zapalały wszystko, co było dookoła. Bardzo długo taki ogień się pali. Najprawdopodobniej po tym ostrzale zaczął się pożar. W pewnym sensie cieszę się, że żadne brudne buty nie chodzą po naszym mieszkaniu. Trochę ironicznie powiem, że paliło się bardzo dobrze, bo dużo mieliśmy w domu książek. Ale ciężko z utratą mieszkania: bo tam urodził się nasz syn, urodziła się moja małżonka i jej brat
- wskazał Iwaszko, dodając:
Oglądając zdjęcia naszego bloku, musieliśmy się dobrze przypatrzeć, żeby znaleźć nasze okna.
Padło pytanie o to, jak Mariupol wyglądał przed wojną, jak wygląda teraz i czy znana jest liczba ofiar.
"Mariupol to ponad 500-tysięczne miasto było przed wojną. Ogromne, przepiękne, nad morzem Azowskim. Ofiary? Na dziś mówi się o ok. 25 tysiącach ofiar śmiertelnych, ale tych ofiar może być wielokrotnie więcej. Ponad 95 procent bloków zostało totalnie zburzonych. Pod tymi gruzami, w piwnicach, może przebywać ogromna ilość ludzi"
- odpowiedział prezes polsko-ukraińskiego stowarzyszenia.
Iwaszko podkreślił, że w Mariupolu istnieją masowe pochówki, gdyż wielu osób nie udało się zidentyfikować. Dodał, też że rosyjscy bandyci (bo ciężko mówić o żołnierzach) palą ciała w mobilnych krematoriach - po to by ukryć swoje zbrodnie, ale też po to, by nie wypłacać odszkodowań rodzinom zabitych rosyjskich zbrodniarzy.