Tak bezczelny w traktowaniu Polaków na Białorusi reżim Aleksandra Łukaszenki jeszcze nigdy nie był. Od lat ograniczając nauczanie języka polskiego w państwowym systemie edukacji, Mińsk nie odważał się na zatwierdzenie tego statusu na poziomie prawnym. Tym razem jednak zdecydował się to zrobić. Już we wrześniu może zostać zmieniony status polskich szkół, wybudowanych w Grodnie i Wołkowysku za pieniądze Warszawy, na szkoły polsko-rosyjskie. W perspektywie może dojść do ich totalnej rusyfikacji.
Portal niezalezna.pl dotarł do dokumentów - rządowego projektu nowelizacji Kodeksu Edukacyjnego Republiki Białoruś oraz Uzasadnienia zmian.
Chodzi o artykuł 82 punkt 6 nowelizacji (strona 133), gdzie mowa jest, że w szkołach z językiem nauczania mniejszości narodowych:
- zmienia się nauczanie na naukę „w języku państwowym” (czyli w praktyce będzie to język rosyjski) takich przedmiotów jak Historia Białorusi, Wiedza o Społeczeństwie i Geografia Białorusi
- znajduje się sformułowanie, że „lista przedmiotów, które nauczane są w jednym z języków państwowych Białorusi (czyli w praktyce - po rosyjsku) może zostać rozszerzona”.
W taki sposób dwie polskie szkoły w Grodnie i Wołkowyjsku staną szkołami dwujęzycznymi – komentuje w rozmowie z portalem niezalezna.pl Andżelika Borys, przewodnicząca Związku Polaków na Białorusi. - Dziś są to szkoły, gdzie przynajmniej formalnie nauczanie odbywa się w języku mniejszości. Ponieważ stan faktycznie jest trochę inny. Niektóre przedmioty już wykładane są w języku rosyjskim. To się tłumaczy brakiem podręczników, brakiem nauczycieli. Teraz władze chcą prawnie ustalić ten stan rzeczy i zrobić go nieodwracalnym. W ten sposób otwierają furtkę do rusyfikacji tych szkół, likwidacji nauczania w języku polskim w systemie państwowym na Białorusi
- podkreśla.
CZYTAJ WIĘCEJ: „To kwestia być albo nie być dla Polaków na Wileńszczyźnie”
Kolejny skandalem jest uzasadnieniu proponowanych rządowych zmian. Na stronie 45 Uzasadnienia mowa jest o tym, że zmiany w szkołach mniejszości narodowych są wprowadzane w celu „lepszej socjalizacji” uczniów i w celu „wychowania pełnowartościowej osobowości obywateli Republiki Białoruś”.
Czyżby to oznacza, że dzieci polskiej mniejszości, Polacy obywatele Białorusi, nie są pełnowartościowymi obywatelami i należy ich „wychowywać”?
- pyta retorycznie szefowa ZPnB.
Zmiany do Kodeksu Edukacyjnego są już zatwierdzone przez rząd i skierowane do komisji parlamentarnej. Mogą zostać przyjęte w każdej chwili i zacząć obowiązywać już we wrześniu. Byłoby to kolejnym krokiem Mińska prowadzącym do konsekwentnej degradacji polskich szkół. Chodzi m.in. o zmniejszanie w ostatnich dwóch latach liczby pierwszoklasistów w dwóch polskich szkołach.
Kuratorium oświaty w Grodnie, nie zważając na wszelkie zainteresowania rodziców, na prośby, na pisma nie pozwala, żeby wszystkie dzieci, które chcą się uczyć w pierwszej klasie, mogły tam się uczyć w polskiej szkole. Ograniczają tą możliwość tylko do dwóch pierwszych klas. Chociaż w innych szkołach w Grodnie bez problemu może być czternaście pierwszych klas. Ten sztucznie ograniczany dostęp dzieci do nauki w języku ojczystym jest łamaniem konstytucyjnego prawa Polaków do nauki w języku ojczystym
- mówi Borys.
Skąd takie gwałtowne pogorszenie sytuacji polskiej oświaty na Białorusi, którą również wcześniej nie można było uznać za wzorcową?
Należy przeanalizować dlaczego władze Białorusi posunęły się tak daleko. Dlaczego otwarta dyskryminacja polskich dzieci od trzech lat odbywa się w Grodnie. Dlaczego to się odbywa kiedy wszyscy mówią o ociepleniu, o przyjaznych stosunkach z Białorusią. Myślę, że ta historia musi być powodem dla przeanalizowania polityki Warszawy, która była prowadzona wobec reżymu Aleksandra Łukaszenki w ostatnich latach
- zaznacza z kolei polski dziennikarz na Białorusi Andrzej Poczobut.
Zdaniem naszych rozmówców, próba prawnego wyeliminowanie języka polskiego z państwowego systemu edukacji Białorusi jest powrotem do sytuacji z czasów sowieckich.
Statystyki, które dziś posiadamy odnośnie nauczania języka polskiego na Białorusi, pokazują konsekwentny spadek liczby dzieci uczących się języka polskiego w systemie państwowym kraju. Jednocześnie obserwujemy wzrost tej samej liczby uczących się w prywatnych szkołach, w szkołach komercyjnych, w firmach komercyjnych, które uczą języka polskiego, w parafialnych szkołach, w ośrodkach społecznych. I tu widzimy sprzeczność - są rodzice, którzy płacą za nauczanie języka polskiego, chcą płacić, a jednocześnie w systemie państwowym jest to maksymalnie ograniczane. To jest stosunek władz, który był w czasach ZSRS. Kiedy w systemie państwowym nie było nauki języka polskiego, i można było ją pobierać tylko w domach, w parafiach itd.
- podsumowuje Andżelika Borys.