-Pożary w kopalni są nadal aktywne. Aby je wyeliminować, musimy dokończyć budowę tam - powiedział dzisiaj rzecznik kopalni w Karwinie Ivo Čelechovský. W wyniku wybuchu metanu w czwartek w kopalni należącej do OKD zginęło 13 górników, w tym 12 pochodzących z Polski.
Do wybuchu w kopalni CSM doszło w czwartek o godz. 17.16. Górnicy znajdowali się 800 metrów pod ziemią. Zginęło 13 osób, w tym 12 Polaków i jeden Czech. Ciało jednej z ofiar zostało już w czwartek wydobyte na powierzchnię, zwłoki 12 górników nadal pozostają w strefie wybuchu. 10 osób zostało rannych, z których dwie - obywatele polscy - przebywają wciąż w szpitalu.
Dzisiaj rzecznik kopalni przekazał dziennikarzom, że "pożary są nadal aktywne".
- Dlatego musimy dokończyć budowę tych tam, żeby wyeliminować wysokie temperatury i pożary
- dodał.
Jak poinformował Ivo Čelechovský, po zamknięciu tam trzeba będzie odczekać co najmniej osiem godzin. W rejon pożaru nadal będzie zatłaczany azot – to tzw. gaz inertny, dzięki któremu zmniejszy się ilość tlenu w wyrobiskach, co w perspektywie przyczyni się do wygaśnięcia pożaru.
Sytuacja w objętym pożarem rejonie będzie monitorowana, zarówno pod kątem panującej tam temperatury, jak i składu atmosfery. Rzecznik powiedział, że wejście do otamowanego rejonu – w którym znajdują się ciała 12 ofiar tragedii, będzie możliwe dopiero wówczas, kiedy czeski urząd górniczy – na podstawie wyników pomiarów prowadzonych w odciętej strefie – wyda na to zgodę. Čelechovský nie chciał spekulować ile może potrwać wygaśnięcie pożaru oraz kiedy będzie możliwość wejścia w ten rejon po ciała nieżyjących górników.
W akcji ratowniczej pod ziemią bierze udział ok. 200 zmieniających się ratowników. Rzecznik poinformował, że podziemny pożar jest nadal aktywny, jednak udało się ustabilizować sytuację.
Wczoraj w rozmowie z Polską Agencję Prasową dr Piotr Litwa, były szef Wyższego Urzędu Górniczego, powiedział, że przekazywane przez stronę czeską nt. konieczności otamowania wyrobisk dołowych "oznaczają sytuację, w której zaistniały tam pożar jest silny i zagraża rozprzestrzenieniem się w inne rejony kopalni". [polecam:
- Jest to metoda pasywna gaszenia pożaru, która sprowadza się do tego, że po otamowaniu przestrzeni, w której jest pożar, oczekujemy przynajmniej kilka miesięcy, aż będziemy mieli informację - na podstawie pomiarów i badań tzw. gazów pożarowych pobieranych z otamowanej części – że ognisko pożaru zostało ugaszone i można bezpiecznie przystąpić do otwarcia pola pożarowego
- wskazał Litwa.
Oznacza to likwidację zabudowanych tam, które odcinały niebezpieczne wyrobiska, aby można było ponownie wejść do tego rejonu i prowadzić dalsze czynności związane z poszukiwaniem poszkodowanych oraz – już po zakończeniu akcji ratowniczej – czynności związane z pracą komisji powypadkowej.
- Jeśli ktoś podjął decyzję, której konsekwencją jest otamowanie wyrobisk, w których jest pożar, ale w których wiemy też, że są poszkodowani górnicy – to mamy pełną świadomość, że ci górnicy nie żyją
- przyznał Litwa.