Ministrowie rządu zapowiedzieli podanie się do dymisji, rezygnację złożyli także doradcy prezydenta - to polityczne skutki wprowadzenia, a następnie zniesienia stanu wojennego w Korei Południowej. Kraj w jednej chwili zadrżał w niepewności i poczuci zagrożenia, a świat zastygł w chaosie przyglądając się dynamicznemu rozwojowi sytuacji.
Przywódca kraju Jun Suk Jeol ogłosił decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego we wtorek wieczorem czasu lokalnego w celu "eliminacji sił antypaństwowych" i oskarżając opozycję o paraliżowanie prac rządu oraz sympatyzowanie z komunistyczną Koreą Północną.
Parlamentarzyści, mimo szturmu wojska i obecności żołnierzy sił specjalnych w budynku, przegłosowali uchwałę wzywającą prezydenta do zniesienia stanu wojennego. Prezydent Jun przychylił się do prośby Zgromadzenia Narodowego.
Szef rządu Han Duk So o godz. 14 czasu lokalnego (godz. 6 w Polsce) spotkał się z kierownictwem rządzącej Partii Władzy Ludowej i doradcami prezydenta.
W PWL dyskutowano nad wydaleniem prezydenta Juna ze struktur partii. Ten wniosek nie znalazł jednak poparcia wszystkich deputowanych. Lokalne media zwróciły również uwagę, że posłowie nie odrzucają możliwości wszczęcia wobec głowy państwa procedury impeachmentu, o co zabiega opozycja.
Nie byłby to pierwszy taki przypadek w Korei Płd. - wcześniejsi przywódcy kończąc kadencję byli wyrokami sądów kierowani do więzienia lub skazani na karę śmierci.