Portal onet.pl bił wczoraj na alarm, że "Kongres USA" kieruje do Departamentu Stanu list w sprawie Polski i Ukrainy i problemu rzekomego antysemityzmu w tych dwóch krajach. Okazuje się jednak, ze ów "Kongres" to... dwóch kongresmenów z Partii Demokratycznej i nie wiadomo też dokładnie, kiedy napisany przez nich apel trafi do szefostwa amerykańskiej dyplomacji.
Wczoraj portal onet.pl alarmował nagłówkiem, że "Kongres USA apeluje do Departamentu Stanu w sprawie Polski i Ukrainy" w związku z zapisami znowelizowanej ustawy o Instytutu Pamięci Narodowej. Ów "Kongres" miał zaapelować, by amerykańska dyplomacja nakazała władzom w Polsce i na Ukrainie "bezwarunkowe potępienie antysemityzmu".
"Jesteśmy jednak głęboko zaniepokojeni tym, że wzrost antysemityzmu i zaprzeczanie przeszłości utrudnią rozwój demokracji w tych krajach i uniemożliwią Polsce i Ukrainie budowę otwartych społeczeństw dla wszystkich swoich obywateli" - takie słowa miały pojawić się w apelu "Kongresu".
Okazuje się bowiem, że pisząc o "Kongresie USA", onet.pl miał na myśli... dwóch kongresmenów z Partii Demokratycznej - Ro Khannę oraz Davida Cicilline'a. Sam list został dopiero przekazany innym parlamentarzystom amerykańskim, "trwa zbiórka podpisów" i nie wiadomo jednoznacznie, kiedy dotrze do Departamentu Stanu.
Istotą retoryki jest przekonanie i figury retoryczne, w tym przypadku "totum pro parte" (całość zamiast części), dobrze mogą się przysłużyć realizacji tego celu. Dziennikarze Onetu znów chcieli wytworzyć aurę powszechnej krytyki naszego kraju, ostracyzmu ze strony renomowanych środowisk i "Kongres" zamiast "dwóch kongresmenów" nadał się do tego znakomicie. A niektórzy, jak dobrze wiadomo, na nagłówkach lektury tekstów często kończą.
Niedawno najlepszy tego przykład dał jeden z parlamentarzystów, Piotr Misiło, który chciał zrobić przytyk ministrowi Brudzińskiemu, ale ewidentnie coś nie wyszło.