Obchody Dnia Zwycięstwa w Moskwie wyglądały w tym roku skromniej niż zwykle. Lista gości zaproszonych przez Władimira Putina była bardzo krótka. Zabrakło też tradycyjnego pokazu lotniczego, a przez Plac Czerwony przejechał w pochodzie tylko jeden czołg... pamiętający czasy II wojny światowej model T-34.
Rosyjska "potęga" militarna na Placu Czerwonym przed oczami Władimira Putina zaprezentowała się w niezbyt okazały sposób. Zabrakło pokazu lotniczego, a przejazd ciężkiego sprzętu wojskowego był bardzo ograniczony. W defiladzie wziął udział tylko jeden czołg - zabytkowy T-34. Polacy mogą dobrze kojarzyć ten model z serialu "Czterej pancerni i pies".
Parada trwała około 50 minut. Nie zrealizowano części lotniczej, a jedynym czołgiem biorącym udział był prawie 80- letni radziecki T-34 pic.twitter.com/pNcxROzZGk
— BuckarooBanzai (@Buckarobanza) May 9, 2023
W obchodach Dnia Zwycięstwa mieli w tym roku wziąć tylko nieliczni goście. Swój udział potwierdzili liderzy Kazachstanu, Kirgistanu, Uzbekistanu i Tadżykistanu, być może także przedstawiciel Turkmenistanu. Oprócz nich obecni byli także liderzy Armenii i Białorusi. Instytut Badań nad Wojną przypomina, że w ubiegłym roku do Moskwy nie przyjechali żadni zagraniczni przywódcy, a w Kazachstanie, Kirgistanie i Uzbekistanie nie było parad wojskowych z okazji Dnia Zwycięstwa.
Późne ogłoszenie udziału przywódców z Azji Środkowej wskazuje na ich niechęć do okazywania bezpośredniego i publicznego poparcia dla wojny, pomimo wysiłków Kremla
– zaznacza ISW.
Władimir Putin chce poprzez obchody Dnia Zwycięstwa zademonstrować, że Rosja utrzymuje swoje wpływy w Azji Centralnej – pisze Instytut Badań nad Wojną (ISW).
W poniedziałek Ukraina, Europa i USA świętowały zwycięstwo nad tyranią, natomiast Rosja świętuje 9 maja nowymi rakietami i dronami wystrzelonymi w kierunku ukraińskich miast i śpiących cywilów.
– oceniła we wtorek na Twitterze ambasador Stanów Zjednoczonych w Kijowie Bridget Brink.
9 maja w Rosji obchodzony jest Dzień Zwycięstwa w II wojnie światowej. Moskwa wykorzystuje tę datę propagandowo, a obecną własną agresję na sąsiada nazywa „wojną z faszyzmem”.
Historycy zwracają uwagę, że świętowanie 9 maja Dnia Zwycięstwa w Moskwie to sowiecki mit zwycięstwa spajający kraj pod rządami Putina.
Afirmacja zwycięstwa w wielkiej wojnie ojczyźnianej we współczesnej Rosji wydaje się również odpowiedzią na rzeczywiste nastroje społeczne. W latach dziewięćdziesiątych i na początku XXI wieku Kreml pod rządami Jelcyna i jego następcy, pomimo wielu podejmowanych prób, nie zdołał stworzyć nowej, atrakcyjnej dla Rosjan narracji historycznej. Wciąż w jej centrum znajdowało się zwycięstwo w wielkiej wojnie ojczyźnianej. Skuteczność i trwałość sowieckiej oraz rosyjskiej narracji o wielkiej wojnie ojczyźnianej ilustrują badania społeczne dotyczące świadomości historycznej. W 2008 r. Rosjan spytano, jakie symbole wzbudzają ich dumę. Jedynie cztery na przedstawionej respondentom liście zdobyły poparcie więcej niż połowy badanych: 67 proc. odczuwało dumę ze zwycięstwa w wielkiej wojnie ojczyźnianej, 61 proc. z odbudowy ze zniszczeń wojennych, 56 proc. z dokonań wielkich rosyjskich poetów, pisarzy i kompozytorów, a 54 proc. z sukcesów sowieckiej kosmonautyki.
W okresie rządów reżimu putinowskiego mit wielkiej wojny ojczyźnianej powiązano ze stopniową rehabilitacją Stalina i jego działań na rzecz budowy imperium sowieckiego. W 2016 r. 62 proc. Rosjan uznało, że Stalin był „okrutnym tyranem”, ale 57 proc. respondentów sądziło też, że „był mądrym przywódcą, który zbudował potęgę i dobrobyt ZSRS”. 28 proc. Rosjan twierdziło, że ma „szacunek” dla Stalina, 54 proc. zaś konstatowało, że odegrał on „pozytywną rolę” w życiu kraju.
Po wybuchu wojny z Ukrainą w 2014 r. propagandowy przekaz Kremla wzmocniono o wątek przedstawiający współczesnych przeciwników Rosji jako spadkobierców „faszystów”. „Celem obchodów 9 maja jest pokazanie bezpośredniego związku dziejów współczesnej Rosji z historią wielkiej wojny ojczyźnianej oraz dumy z przodków, którzy walczyli z „faszystami” i „nazistami”. Te słowa są używane znacznie częściej niż słowo „Niemiec”. Do tych ludzi narracja o walce z nowymi „nazistami”, czyli „banderowcami”, trafia więc z wielką łatwością i uzasadnia teraz „specjalną operację wojskową”.
– zauważał dr hab. Zawistowski, dr hab. Andrzej Zawistowski, historyk z SGH i Instytutu Pileckiego.