W poniedziałkowej "Gazecie Polskiej Codziennie" ukazał się wywiad z szefową Związku Polaków na Białorusi Andżeliką Borys. Mówiła w nim m.in. o "szeroko zakrojonej akcji walki z polskością na Białorusi". Dzień później działaczka została zatrzymana przez milicję, o czym poinformowała w mediach społecznościowych.
Andżelika Borys, szefowa Związku Polaków na Białorusi, została zatrzymana dziś po południu w Grodnie przez funkcjonariuszy milicji. Na swoim Facebooku liderka największej organizacji polskiej na Białorusi napisała, że "jedzie na komisariat rejonu leninowskiego". Informację o jej zatrzymaniu potwierdził portal Znadniemna.pl.
Związek Polaków na Białorusi został w 2005 r. zdelegalizowany przez władze białoruskie, jednak pomimo tego prowadzi działalność. W sobotę podczas zjazdu organizacji Borys została ponownie wybrana na przewodniczącą ZPB. We wczorajszej "Gazecie Polskiej Codziennie" ukazał się wywiad z Andżeliką Borys. Dzień później doszło do zatrzymania polskiej działaczki na Białorusi.
Przewodnicząca Związku Polaków na Białorusi została zatrzymana - tak brzmi oficjalna wersja - w związku ze złamaniem przepisów o imprezach masowych. Poinformował o tym portal Onliner, powołując się na grodzieński wydział resortu spraw wewnętrznych.
Beata Mańkowska: Jak wygląda sytuacja w związku z wnioskiem białoruskiej prokuratury o zamknięcie polskiej szkoły w Brześciu i co się dzieje z dyrektor tej placówki Anną Paniszewą?
Andżelika Borys: Prokuratura generalna zwróciła się do sądu z wnioskiem o likwidację szkoły, ośrodka nauczania języka polskiego, prowadzonej przez legalną organizację Forum Inicjatyw Lokalnych w Brześciu. Z naszych informacji wynika, że pani dyrektor Anna Paniszewa przebywa w areszcie. Więcej niestety nie wiemy, ponieważ jesteśmy związkiem Polaków nieuznawanym przez władze. Ta sytuacja dotknęła legalnej organizacji działającej na Białorusi. Na terenie całego kraju w polskich placówkach trwają obecnie kontrole. Miały one miejsce m.in. w Grodnie, Lidzie, Wołkowysku i kilku innych ośrodkach nauczania. Jest to związane z poszukiwaniem tzw. materiałów ekstremistycznych. Sytuacja szybko się zmienia, nie wiemy, co będzie się działo jutro. Zapewne wniosek skierowano po to, żeby zlikwidować wszystkie ośrodki nauczania języka polskiego, zastraszyć rodziców i dzieci. Jest to szeroko zakrojona akcja walki z polskością na Białorusi.
Kontrole trwają także w innych polskich szkołach na Białorusi. Czy pojawiły się już sygnały, że będą kolejne wnioski do sądu o zamknięcie tych placówek?
Na razie nie wiemy nic o próbach zamknięcia innych ośrodków. Wiemy jednak, że będą wzywani rodzice i dzieci. Wizyty zapowiedziały takie służby jak sanepid i straż pożarna. Możliwe, że ta akcja skończy się szybko, ale może też rozciągnąć się w czasie i po kolei służby będą podejmować decyzje w sprawie składania do sądu wniosków o likwidację poszczególnych ośrodków.
Mówi Pani, że będą wzywani rodzice i dzieci. Czy to oznacza, że są oni przesłuchiwani przez służby?
Funkcjonariusze pytają dzieci m.in. o to, po co się uczą języka polskiego, co to im daje i czego ogólnie się uczą. W państwowej szkole nr 9 w Brześciu język polski jest wykładany w formie dwujęzycznej. Od I do IV klasy wszystkie zajęcia są prowadzone po polsku, a w starszych klasach dzieci uczą się języka polskiego i literatury polskiej. W tej państwowej szkole zabrano nawet podręczniki do nauki języka polskiego. Ta akcja pewnie rozciągnie się w czasie. Decyzja o zamknięciu szkoły w Brześciu zapewne już zapadła, ale jej realizacja może potrwać dłużej, żeby jak najbardziej odczuło ją społeczeństwo polskie na Białorusi.
Oficjalnie powodem kontroli i wniosku do sądu o zamknięcie szkoły jest „podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym”. A co jest według społeczności polskiej prawdziwą przyczyną takich działań białoruskich władz?
Związek Polaków na Białorusi działa od 2005 r., choć jest nieuznawany przez władze w Mińsku. Przez te wszystkie lata nasi działacze byli aresztowani, przesłuchiwani, mnie podrzucono narkotyki na granicy, gdy wracałam z Wilna ze zjazdu organizacji polonijnych. Dla nas obecna sytuacja nie jest niczym nowym. Zawsze zabieraliśmy głos w obronie polskich spraw, zabieraliśmy głos w sprawie konsekwentnego niszczenia języka polskiego, polskiej historii, przedstawiania żołnierzy Armii Krajowej jako bandytów – to wszystko dzieje się nie od dziś.
Ataki i represje nasiliły się w związku z poparciem przez Polskę białoruskiej opozycji protestującej po wyborach prezydenckich?
Tak, ta retoryka zaostrzyła się po wyborach w 2020 r. Zdawaliśmy sobie sprawę, że wcześniej czy później nastąpi silny atak na polską mniejszość. Bardzo nam przykro, że ofiarami tego ataku stały się legalna organizacja i osoba, która w swojej naiwności została wykorzystana. Nigdy nie wiadomo, kto i kiedy będzie zaatakowany. Większość czołowych działaczy miała już do czynienia z różnymi represjami. Wiemy, gdzie mieszkamy, i domyślaliśmy się, że nas to nie ominie.
W piątek odbył się X Zjazd Związku Polaków na Białorusi. Czy były jakieś działania ze strony białoruskich władz, by zakłócić przebieg tego wydarzenia?
Zjazd przebiegał spokojnie, w trybie roboczym. Była duża mobilizacja działaczy, dlatego na szczęście wydarzenie odbyło się bez przeszkód w formie hybrydowej. Delegaci zgromadzili się w czterech ośrodkach: w Grodnie, Lidzie, Wołkowysku i Mińsku, a stamtąd połączyli się za pomocą internetu. Łącznie w zjeździe wzięło udział 135 delegatów ze 112 oddziałów Związku Polaków na Białorusi. Delegatów powitał minister Jan Dziedziczak z Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, który wyraził podziw dla ZPB, że w niełatwych warunkach organizacja się rozwija i spełnia swoje zadania statutowe. W uroczystości brali udział również ambasador RP Artur Michalski i konsul generalny Jarosław Książek, którzy zostali wydaleni z Białorusi, przewodniczący sejmowej komisji łączności z Polakami Robert Tyszkiewicz oraz prezes podlaskiego oddziału Wspólnoty Polskiej Anna Kietlińska.