Na poligonach w Rosji trwają manewry wojskowe „Wostok-18” z udziałem ok. 300 tys. żołnierzy. Po symulacji ostrzału rakietowego rosyjskie wojska przeprowadziły prowokację lotniczą w pobliżu Alaski. – Rosja nie ma siły, żeby wywołać wojnę, więc musi wojną straszyć. Dostarcza przy tym materiału swojej agenturze, która tym konfliktem będzie groziła Zachodowi – uważa dr Jerzy Targalski.
W nocy ze środy na czwartek w pobliżu Alaski amerykańskie myśliwce przewagi powietrznej F-22 Raptor przechwyciły dwa rosyjskie strategiczne bombowce dalekiego zasięgu Tu-95, które w towarzystwie myśliwców wielozadaniowych Su-35 zbliżyły się na niebezpieczną odległość do regionu. Zdaniem amerykańskich dowódców wojskowych przelot bombowców nie był częścią manewrów „Wostok-18”, które od 11 września trwają w Rosji. Bierze w nich udział ponad 300 tys. wojskowych, tysiąc samolotów, dwie floty rosyjskie oraz siły powietrznodesantowe. Na poligonach stawiło się także ok. 3 tys. wojskowych z Chin i Mongolii.
Kreml poprzez uczestnictwo w manewrach Chińczyków chce straszyć Zachód możliwym sojuszem Pekinu z Moskwą – mówi „Codziennej” politolog dr Jerzy Targalski.
Rosjanie prowadzą również intensywne manewry z użyciem dużych sił powietrznodesantowych. Na poligonie Tsugol batalion spadochroniarzy realizował scenariusz zakładający wyeliminowanie wrogiego centrum dowodzenia i kontroli oraz zdobycie strategicznego przyczółka przy wsparciu sił powietrznych. Z kolei w środę oddziały z Centralnego Okręgu Wojskowego Federacji Rosyjskiej, stacjonujące na co dzień w regionie swierdłowskim, przeprowadziły ćwiczenia na poligonie Kapustin Jar. W trakcie strzelania poligonowego rakiecie balistycznej z systemu Iskander-M udało się trafić w cel oddalony o kilkaset kilometrów.
Rosja nie ma siły, by wywołać wojnę, więc musi wojną straszyć. Dostarcza przy tym materiału swojej agenturze, która tym konfliktem będzie groziła Zachodowi – dodaje dr Targalski.
Więcej w weekendowym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie"