Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w wywiadzie dla Euronews oświadczył, że nie życzy Białorusi tego, co działo się podczas rewolucji na Ukrainie w 2014 roku. Nie chcę, by Białorusini ginęli, by doszło do przelewu krwi - zaznaczył.
- Nie życzyłbym im tych wydarzeń, które były u nas w 2014 roku. Nie chcę, żeby Białorusini umierali, żeby ich zabijali albo (żeby doszło do) jakiegoś innego poważnego przelewu krwi wywołanego przez rząd. Nie chcę tego i dlatego nie życzę białoruskiemu narodowi takiego scenariusza
- powiedział ukraiński prezydent w rozmowie opublikowanej we wtorek wieczorem.
Według Zełenskiego droga do dialogu między władzami Białorusi a społeczeństwem "nie powinna być krwawa".
Zapewnił też, że nie chce ingerować w białoruskie wybory. - Absolutnie nie chcę wtrącać się w białoruskie wybory i nie będę tego robić. Ukraina nie będzie się wtrącać. To ich wewnętrzne sprawy - oświadczył.
Dodał przy tym, że na miejscu białoruskiego prezydenta Alaksandra Łukaszenki pozwoliłby na nowe wybory szefa państwa.
- Powiedziałbym: za miesiąc będzie nowe głosowanie. I będę startował w nowych wyborach. Ktokolwiek chce startować, proszę bardzo
- oświadczył Zełenski. Jak podkreślił, na wybory zaprosiłby "wszystkich zagranicznych obserwatorów".
- I już po tych wynikach - nie byłoby pytań. I jestem tego pewny. Jakby Łukaszenka wygrał - znaczy tak, jak ktoś inny - znaczy ktoś inny. I wszyscy by się uspokoili, bez przelewu krwi. To by było uczciwe i przeszłoby do historii - oznajmił.
Komentując tę wypowiedź rzecznik MSZ w Mińsku Anatol Hłaz stwierdził: "W tej niełatwej dla naszego kraju chwili chciałoby się poczuć jakieś wsparcie albo chociaż zrozumienie, a nie słuchać już wyświechtanych ze wszystkich stron rad".
Na Białorusi od ponad dwóch tygodni dochodzi do protestów przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich z 9 sierpnia, które według oficjalnych wyników wygrał Łukaszenka.