Minął ponad miesiąc od udanej akcji ukraińskiej armii, w wyniku której zatopiono flagowy okręt rosyjskiej Floty Czarnomorskiej – krążownik "Moskwa". Mimo tego Rosja jak ognia unika prawdy na temat tego, co stało się na Morzu Czarnym. Rodziny żołnierzy, który znaleźli się na pokładzie krążownika, zamierzają wnieść pozew zbiorowy przeciwko rosyjskiemu ministerstwu obrony. Na jaw wychodzą też nowe fakty, jak Kreml zamierzał sprzątnąć pod dywan całą sprawę.
W rozmowie z portalem Nowej Gaziety, matki żołnierzy, którzy służyli na krążowniku "Moskwa", opowiadają, co działo się w momencie, gdy próbowali dowiedzieć się prawdy o sytuacji swoich synów i tego, czy w ogóle przeżyli.
Kobietom zaproponowano podpisanie dokumentów, w których stwierdzono, że dobrowolnie zgadzają się, by ich synów uznać za zabitych w trakcie katastrofy. Rozmówczynie "Nowej Gaziety" odmówiły.
Dowództwo [floty] spotkało się z nami zaraz po tym, jak zaczęliśmy rozmawiać o całej sytuacji z dziennikarzami. W Sewastopolu doszło do spotkania z przywódcą Floty Czarnomorskiej [adm. Igorem Osipowem]. Nie była to rozmowa w cztery oczy. Było tam z 10 osób: przedstawiciele prokuratury wojskowej, administracji miejskiej, jacyś psycholodzy
– opowiada jedna z kobiet.
Przed pójściem na rozmowę [z adm. Osipowem] zadzwoniłam do Ministerstwa Obrony FR i zapytałam o status mojego syna. Powiedziano mi, że mój syn nie został wymieniony jako zaginiony, ranny ani martwy. Zapytałam, co to znaczy. Odpowiedzieli: "jest w szeregach armii”
Nie ukrywano zaskoczenia takim obrotem sprawy. Matki zapytały więc, czy skoro ich synów nie ma na liście rannych i zaginionych, a mimo to nie dają żadnego znaku życia, to czy mogli uratować się z tonącego krążownika.
Zapytaliśmy, czy była możliwość, że wzięli jakąś łódź, tratwę czy cokolwiek innego i przedostali się na ląd. Adm. Osipow spojrzał na mnie, i ledwo powstrzymując śmiech, powiedział, że nie było takiej możliwości
– dodała.
Dzień później ponownie kobieta zadzwoniła do MON-u Rosji. Odpowiedź była ta sama. Następnie, prawdopodobnie po to, by matki żołnierzy po prostu się odczepiły, strona wojskowa próbowała im wmówić, że nowo wcieleni żołnierze do armii nie brali udziału w walkach w tamtym regionie.
Dalej okazało się, że strona rosyjska nie prowadziła żadnej akcji poszukiwawczo-ratowniczej wokół krążownika.
Po pewnym czasie do matek zaczęły napływać zawiadomienia z wojskowego biura rejestracji i rekrutacji.
Z przykrością informujemy, że pani syn zaginął w wyniku katastrofy. A potem przychodzi już sporządzone oświadczenie, napisane dla mnie. Mam w nim przyznać, że ciała mojego syna nie znaleziono z powodu katastrofy. Zapraszają do podpisania tego oświadczenia i mówią, że są świadkowie, którzy widzieli, jak syn był tego dnia na krążowniku, ale nikt nie widział, gdzie zniknął (...) powiedziałam, że niczego takiego nie podpiszę. Wtedy zadzwonili do mnie i powiedzieli: podpisz, już trzy rodziny podpisały, przyjdź i to zrób, żeby od razu poszli do sądu i sprawa się nie ciągnęła (...) Nie zapytano mnie nawet, czy jestem gotowa podpisać takie oświadczenie, że dobrowolnie uznaję mojego syna za zmarłego
– żali się kobieta.
W związku ze sprawą, matki żołnierzy zamierzają wnieść pozew zbiorowy przeciwko ministerstwu obrony Rosji.
Do tej pory strona rosyjska oficjalnie potwierdziła śmierć jednego żołnierza i zaginięcie 27 kolejnych w związku z zatopieniem krążownika Moskwa.
Кілька матерів російських матросів затопленого крейсера Москва розповіли, що їм пропонували добровільно визнати синів «померлими внаслідок катастрофи». Досі Міноборони РФ лише одного разу відзвітували про одного загиблого і 27 зниклих безвістиhttps://t.co/xkXHnS9Vue
— НВ (@tweetsNV) May 24, 2022