Niemcy, przynajmniej w jakiejś części, odpowiedzieli za swoje zbrodnie popełnione w czasie II wojny światowej. Norymberga była potrzebna światu, była jakimś – owszem symbolicznym i niepełnym, lecz jednak dokonanym – zadośćuczynieniem potrzebie elementarnej sprawiedliwości. Inna sprawa, że wielu zbrodniarzy uniknęło kary, albo dostało zbyt łagodne wyroki. To wciąż niezagojona rana, a opowieści o bestiach nazistowskich, które dożyły w spokoju późnej starości, powodują, że w człowieku burzy się krew.
Cóż jednak kwestia niemiecka, gdy spojrzymy na historię Sowietów? Ich zbrodnie z czasów tej samej wojny zostały przecież całkowicie puszczone w niepamięć. Stalin uśmiechał się na zdjęciach z Churchillem i Rooseveltem, w Teheranie czy w Jałcie, bo wiedział, że oto zachodni świat przymyka oko na wszystkie te potworności, których się dopuścił. I których miał się dopuszczać i po wojnie, na podporządkowanych sobie terenach. W końcu był ich „sojusznikiem”.
Nie doczekaliśmy się „rosyjskiej Norymbergi”, w której sądzono by Sowietów za Katyń, Ostaszków, Starobielsk, za dziesiątki tysięcy Polaków wymordowanych podczas „operacji polskiej NKWD”, za setki tysięcy wywiezionych, deportowanych, więzionych, zabijanych.
Do dzisiaj Putin i jego hałastra zakłamują prawdziwy obraz Rosji oraz jej rolę w dziejach świata w czasie II wojny światowej. Pokazują tylko jedną stronę – „wyzwalanie Europy od Niemców”.
Te wszystkie przejmujące obrazy i opowieści – nie tylko z Buczy, ale też z innych miast, te historie strasznych gwałtów, morderstw, grabieży, powodują, iż przez moment może się zdawać, że to są ci sami sołdaci z czerwoną gwiazdą na czapce czy hełmie, którzy dokonywali podobnych okrucieństw w 1944, czy w 1945 roku. Właśnie w trakcie „wyzwalania Europy”. Może tylko kształt munduru się zmienił. Może czołgi są nowocześniejsze. Może rakiet więcej spada z nieba. Ale system, sposób, dzika chęć zniszczenia, skłonność do przemocy i seksualnych, sadystycznych tortur – wszystko pozostało. Mają na sobie literę „Z”. Z jak zabójstwa. Z jak zło. Z jak zwyrodnienie. Z jak zezwierzęcenie. Z jak zniszczenie. Z jak zgliszcza…
Patrzę na te migawki w wiadomościach, na trupy leżące na ulicach, na porozrywanych pociskami ludzi, na płaczące matki i żony, na ciała wrzucane do masowych grobów i myślę sobie – jak długo to jeszcze potrwa? Sankcje, przynajmniej w takim kształcie, jak są obecnie, nie powstrzymają Putina, nie spowodują, że będzie chciał zakończyć wojnę.
Być może ten współczesny car, stosując starą technikę weterynarzy „na wargę”, odciągnął tylko uwagę Ukrainy i świata atakiem na Kijów, od tego na czym mu najbardziej zależało – na zdobywaniu terenu na wschodzie? Kiedyś podobno weterynarze, operując np. nogę konia, nakłuwali mu jednocześnie wargę, by koń skupił swą uwagę na tym bólu, a nie w miejscu, w którym naprawdę działał lekarz.
Na wschodzie Ukrainy te walki mogą trwać bardzo długo. W Donbasie właściwie wojna trwa od 2014 roku. W takim razie, czy kiedyś i czy w ogóle – zbrodniarze rosyjscy zostaną rzeczywiście pociągnięci do odpowiedzialności? Przecież, żeby tak się stało, Rosja musiałaby zostać całkowicie pokonana. Całkowicie – nie oznacza tu nawet jej porażki na Ukrainie. Gdyż nawet jeśli Rosja wojnę ukraińską przegra (daj Bóg), to… nadal będzie funkcjonować i nadal będzie straszyć świat swoim potencjałem militarnym i nuklearnym.
W jaki więc sposób ukarzemy wszystkich zbrodniarzy? Czy Rosję, nawet (załóżmy) przegrywającą w wojnie na Ukrainie – będzie można zmusić do wydania w ręce europejskich trybunałów sprawców ludobójstwa?