PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Młodzi, dobrze ubrani, robią drogie zakupy. Arabscy „turyści” zalewają Mińsk i nie ma w tym przypadku

Młodzi mężczyźni arabskiego pochodzenia, dobrze ubrani, stoją w kolejce po markowe ciuchy lub buty w dużej galerii handlowej w Mińsku - to ostatnio dość częsty obrazek. Do stolicy Białorusi wciąż zmierzają samoloty z osobami, którym wmawia się, że lecą po lepsze życie w Europie. Ta "turystyka" ma nawet różnego rodzaju "pakiety usług".

Mińsk zalewany jest falą migrantów
Mińsk zalewany jest falą migrantów
pexels.com

"Do lasu jak znalazł"

Sześciu młodych mężczyzn, rozmawiających po arabsku wchodzi do sklepu z obuwiem sportowym w prestiżowym centrum handlowym. Wszyscy są dobrze ubrani, przede wszystkim – ciepło. Jeden z nich wybiera wysokie buty Nike na grubej podeszwie. Pyta o cenę w walucie, a gdy słyszy odpowiedź, podaje sprzedawcy 110 euro. „

- Musi pan iść do kantoru

– tłumaczy ekspedient.

Cała grupa udaje się na drugie piętro galerii, gdzie w kolejce przy kantorze już stoi 14 bliskowschodnich „turystów” - to tutaj typowy widok w ostatnich miesiącach. Wracają do sklepu i finalizują zakup. „Do lasu jak znalazł” – rzuca sprzedawca po rosyjsku.

"Turyści" w Mińsku

Migranci, którzy pomimo pogarszającej się pogody, ciągle kręcą się w centrum Mińska, są zadbani i dobrze ubrani. Z powodzeniem można by uznać ich za turystów, chociaż nic nie zwiedzają i mają dość specyficzne marszruty i zainteresowania. Lotnisko-hotel-centrum handlowe, kantor, zakup ciepłej odzieży, i znów taksówka do hotelu.

- No, powiem szczerze, że oni mi się nie podobają

 – przyznaje pani Maryna, pytana o migrantów. „Kręcą się tu, nie chcę, żeby zostali. Mam nadzieję, że wyjadą” – dodaje.

- Loo-ka-shen-ka? Nie, nie słyszałem o takiej osobie. Nie wiem o Białorusi nic. Do niedawna w ogóle nie wiedziałem nawet, że takie państwo istnieje

 – przyznaje jeden z nielicznych mężczyzn o ciemnej karnacji, który zgadza się na rozmowę. W Mińsku mu się nie podoba. Uważa, że jest tu nudno. Śniadzi, brodaci mężczyźni - bo w centrum Mińska widać głównie ich, kobiet i dzieci praktycznie z nimi nie ma – przekonują, że są „turystami”. O swoich planach na najbliższą przyszłość nie chcą opowiadać.

Lotnisko. Tu migrantów przybywa z każdym dniem

Na lotnisku w Mińsku również ich widać. W różnych dniach i o różnych porach ich liczba zmienia się. Gdy lądują samoloty ze Stambułu czy Dubaju kilko - lub kilkunastoosobowe grupy migrantów zbierają się w wyznaczonych miejscach w hali przylotów lub przed lotniskiem, gdzie następnie oczekują na transport do hotelu. Zazwyczaj nie chcą korzystać z usług przypadkowych lotniskowych taksówkarzy. O innych porach dnia również widać na lotnisku - w różnych jego częściach - oczekujące grupy młodych mężczyzn, ale także rodziny z dziećmi.

W hali odlotów młoda para z trójką małych dzieci czeka na coś. Gdy pytam sprzedawcy w kawiarni, czy przylecieli, czy może czekają na samolot, odpowiada, że „chyba wylatują”. Nie wyglądają na to. Dzieci zdjęły buciki i biegają na bosaka, wyraźnie się nudzą. Ojciec podchodzi do stoiska i językiem gestów prosi sprzedawcę o nalanie wrzątku do termosu.

Na dole w hali przylotów siedzi na podłodze grupa kobiet w długich sukienkach i w chustach na głowach. Najprawdopodobniej to grupa z Syrii. Wyglądają bardziej „tradycyjnie” i znacznie skromniej niż ubrani w zachodnie ciuchy krzepcy młodzianie z centrum Mińska, a także - o wiele biedniej. Kobiety unikają kontaktu wzrokowego. Są też dzieci.

Pakiety "usług"

Z kolei z przekazanych Deutsche Welle przez niemieckie władze informacji, opartych na relacjach migrantów, którym udało się dotrzeć do Niemiec, wynika, że na lotnisku część migrantów czeka na transport bezpośrednio na granicę - polską, lub litewską. Inni, którzy wykupili droższy „pakiet usług” – jadą najpierw do hoteli, a transport na granicę odjeżdża już stamtąd. Czasami spędzają w Mińsku po kilka dni.

- Na Białoruś uchodźcy przybywają drogą powietrzną, o czym świadczą pieczątki z mińskiego lotniska. Wcześniej pewne "biuro podróży" w kraju wylotu kieruje do konsulatu Białorusi wniosek o 30-dniową wizę (jeśli taka jest wymagana) w imieniu podróżnego, który wcześniej przelał wymaganą sumę na rachunek depozytowy. Waha się ona od 4 do 12 tys. dol.

– relacjonowała DW.

Niektórzy uchodźcy mówili niemieckiej policji, że białoruscy pogranicznicy nawet pomagali im przekroczyć granicę – wycinali przejścia w drucie kolczastym lub przy użyciu dronów szukali bezpiecznej trasy” – kontynuuje DW.

Po polskiej stronie granicy migranci używają GPS, by znaleźć osobę, która zawiezie ich dalej na zachód. Później migranci próbują przejechać przez Polskę niezauważenie, tak, by ich obecność w Unii Europejskiej została odnotowana już w Niemczech. Po niemieckiej stronie migranci robią sobie selfie, które jest dowodem przekroczenia granicy. - Wtedy organizator "podróży" otrzymuje pieniądze z depozytu – pisze Deutsche Welle.

 



Źródło: PAP, niezalezna.pl

#Białoruś #Mińsk #Alaksandr Łukaszenka #kryzys migracyjny

mk