Sąd apelacyjny w Mińsku pozostawił w piątek w mocy wyrok w sprawie dziennikarek telewizji Biełsat Kaciaryny Andrejewej i Darii Czulcowej, skazanych na dwa lata kolonii karnej za prowadzenie relacji z rozpędzenia protestu w białoruskiej stolicy w listopadzie 2020 roku – podał portal nn.by.
18 lutego sąd pierwszej instancji skazał obie dziennikarki, uznając je za winne organizowania działań naruszających porządek publiczny. Według oskarżenia, dziennikarki „kierowały protestem” i doprowadziły do paraliżu komunikacji publicznej.
Reporterki zostały zatrzymane 15 listopada, gdy relacjonowały akcję pamięci Ramana Bandarenki.
Wtedy na mińskim podwórku zwanym Placem Przemian doszło do rozpędzenia przez OMON spontanicznej akcji upamiętnienia aktywisty.
Bandarenka zmarł trzy dni wcześniej w szpitalu na skutek brutalnego pobicia przez „nieznanych sprawców”, najprawdopodobniej pracowników struktur siłowych. Jego wina polegała na tym, że próbował ich zniechęcić do obcinania wywieszonych na płocie biało-czerwono-białych wstążek, będących symbolem białoruskiego protestu. Władze twierdzą, że był pijany, chociaż zaprzeczył temu lekarz, który przyjmował nieprzytomnego pobitego Bandarenkę do szpitala.
Andrejewa i Czulcowa nadawały relację z mieszkania na 13 piętrze, jednak służby wyśledziły je, wtargnęły do środka i zatrzymały.
Obie dziennikarki zostały uznane przez organizacje praw człowieka za więźniarki polityczne. Do ich uwolnienia i zaprzestania prześladowań dziennikarzy na Białorusi wzywały m.in. UE i szereg organizacji zrzeszających dziennikarzy. Ambasada USA w Mińsku nazwała w oświadczeniu z 8 lutego postępowanie przeciwko reporterkom „jednym z wielu przykładów politycznie motywowanego manipulowania przepisami ze strony władz, by zmusić media do milczenia”.