Po dzisiejszym wystąpieniu Władimira Putina i słowach, że szef Grupy Wagnera, Jewgienij Prigożyn jest zdrajcą i trzeba go wyeliminować, mamy dowód, że to realny konflikt, a nie żadna ustawka. To konflikt między Kremlem a grupą co najmniej 25 tys. uzbrojonych żołnierzy, mających doświadczenie bojowe. Wydarzenia w Rosji mogą nieść dla Putina poważne konsekwencje: od buntu społecznego, poprzez spowolnienie działań na froncie, a niewykluczone, że skończywszy na zamachu stanu. Jeżeli na Kremlu są siły, które mają zdolność tego dokonać, wykorzystają obecną sytuację – mówi w rozmowie z portalem Niezalezna.pl dr Jan Matkowski, wykładowca akademicki z Ukrainy, ekspert ds. wschodnich.
Władimir Putin nazwał dziś rano zdrajcami żołnierzy najemniczej Grupy Wagnera, którzy wystąpili zbrojnie przeciwko Kremlowi. Wcześniej Jewgienij Prigożyn poinformował, że znajduje się w kwaterze Południowego Okręgu Wojskowego FR w Rostowie nad Donem i oczekuje tam na przybycie ministra obrony Siergieja Szojgu oraz szefa sztabu generalnego, gen. Walerija Gierasimowa. Zagroził, że w przeciwnym razie wagnerowcy "pójdą na Moskwę".
W rozmowie z portalem Niezalezna.pl dr Jan Matkowski, wykładowca akademicki z Ukrainy, wskazuje, że mamy obecnie do czynienia z niezwykle poważną sytuacją w Rosji.
Po dzisiejszym wystąpieniu Putina mamy jasność, że to nie jest żadna ustawka z Prigożynem, a konflikt jest realny. Putin wprost powiedział, że szef Grupy Wagnera jest zdrajcą i trzeba go wyeliminować. Wobec takich słów, a także zapowiedzi, że wagnerowcy idą na Moskwę, po stronie Kremla nie może być żadnych kompromisów. To konflikt między Kremlem a grupą co najmniej 25 tys. uzbrojonych żołnierzy, mających doświadczenie bojowe
Prigożyn kontroluje obecnie Rostów nad Donem, czyli miasto mające dostęp do morza, a także Woroneż. Kontroluje też sztab Południowego Okręgu Wojskowego FR, który jest bardzo ważny w kontekście rosyjskich działań na Ukrainie
Moim zdaniem, scenariusz, w którym wagnerowcy wkraczają do Moskwy, jest mało realistyczny. Raczej będą zajmowali kolejne pozycje i miasta na południowych krańcach. Tym bardziej, że w walce o zajęcie miast, wagnerowcy mają znacznie większe doświadczenie niż regularna armia rosyjska. To spory kłopot dla Kremla
Rozmówca portalu Niezalezna.pl wskazuje, że sytuacja z Grupą Wagnera może nieść poważne konsekwencje dla Putina i kremlowskiej wierchuszki.
Jakie konsekwencje przyniesie ta sytuacja? Na pewno spowolnią się działania armii rosyjskiej na Ukrainie. Da to możliwość kilkudniowego odpoczynku dla ukraińskiej armii na froncie, gdzie w ostatnim czasie działania były bardzo intensywne. Ponadto, jeżeli Rosja całkowicie straci kontrolę nad Rostowem nad Donem i Woroneżem oraz przygranicznymi terenami, będzie to potężny cios w tamtejsze rosyjskie ugrupowanie i może przyczynić się do kolejnych ukraińskich sukcesów w regionie
Warto też pamiętać, że Prigożyn ma całą siatkę swoich ludzi w Europie, bo przez jego grupę przewinęło się dziesiątki tysięcy ochotników, a nie wszyscy zginęli przecież na Ukrainie. Takie osoby będą raczej konsolidowały się wokół swojego byłego dowódcy. Ponadto, Prigożyn jest przedstawicielem mafii rosyjskiej i wywodzi się z tego środowiska. Jeżeli brał do siebie więźniów, a jak wiadomo, więzienia są w większości kontrolowane w Rosji przez mafię, to musiał mieć jakieś porozumienie z worami [to rosyjskie określenie stosowane wobec osób o najwyższej hierarchii w mafii – przyp. red.]
Jeżeli na Kremlu są siły, które mają zdolność tego dokonać, wykorzystają obecną sytuację i mogą obalić Siergieja Szojgu, Walerija Gierasimowa, Nikołaja Patruszewa [sekretarz Rady Bezpieczeństwa FR] czy szefów FSB i SWR [Wywiad Zagraniczny FR]
Jeżeli Kreml szybko nie rozstrzygnie sytuacji na swoją korzyść, a za taką należy uznać zabicie Prigożyna i zneutralizowanie wagnerowców, będzie to silne uderzenie w Putina i władzę na Kremlu. Pokaże bowiem rosyjskiemu społeczeństwu, że Kreml jest słaby i złamie wieloletni stereotyp, że car zawsze musi być silny i to jest podstawą jego władzy. A sytuacja z Prigożynem pokazuje, że car rzeczywiście jest słaby. Potwierdza to też fakt, że przez lata Prigożyn był blisko Putina, a teraz wystąpił przeciwko niemu, czego rosyjski prezydent nie przewidział i nie skontrolował