Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Herman: Błędy Ukrainy i Zachodu, czyli dlaczego kontrofensywa nie posuwa się naprzód?

Czwarta ukraińska kontrofensywa nie idzie tak jak poprzednie, czyli te na północy Ukrainy, w obwodzie charkowskim we wrześniu 2022 r. oraz nieco późniejsze w obwodach chersońskim i mikołajowskim. Jak to się stało? Błędy popełniła Ukraina, mniej potknięć niż zwykle zaliczyła Rosja, ale przede wszystkim problemy na froncie to efekt spóźnionych dostaw broni z Zachodu - pisze w "Gazecie Polskiej Codziennie" Marcin Herman, dziennikarz TV Biełsat.

Dlaczego Ukraińcy nie widzą efektów kontrofensywy?
Dlaczego Ukraińcy nie widzą efektów kontrofensywy?
pixabay.com

Dla klarowności obrazu trzeba zaznaczyć, że szeroko pojmowany Zachód (z USA na czele) zrobił i czyni wciąż dla Ukrainy bezprecedensowo dużo, szczególnie gdy porówna się to z biernością w sprawie wojen w byłej Jugosławii w latach 1992−1995, nie mówiąc o rosyjskich agresjach na Mołdawię w latach 90. i Gruzję choćby w 2008 r. czy pierwszej agresji rosyjskiej na Ukrainę z lat 2014−2015. Sankcje wobec Rosji są wprowadzane na niespotykaną dotąd skalę, natomiast dostawy broni i wsparcie polityczne dla Kijowa – ogromne. Zwieńczeniem wsparcia politycznego dla Ukrainy (a także Mołdawii) są zalecenia Komisji Europejskiej o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych do UE z tymi krajami. Zresztą, także z Bośnią, co również jest ważnym momentem, bo od czasów zakończenia wspomnianej wojny Sarajewo jest potencjalnym rozsadnikiem niestabilności w Europie i ktoś wreszcie postanowił to zakończyć. To bardzo ważne, historyczne wydarzenia. Jest jednak wiele zastrzeżeń.

Nadzieje Putina

Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, wszystko i tak dzieje się za wolno, za późno, za mało, zbyt miękko, zbyt mało odważnie. Nigdy nie umilkły na Zachodzie głosy (nie tylko z drugich szeregów, lecz także ze strony liderów i ważnych polityków poszczególnych państw, jak Węgry, czy ze strony papieża), by nie wspierać wojskowo Ukrainy i zgodzić się de facto na warunki podyktowane przez Władimira Putina. Rosja pozostaje członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ. Każdy taki „pokojowy” głos, zawahanie, pozostawienie furtki, wzmacniają przekonanie rosyjskiego dyktatora, że uda się ostatecznie wygrać tę wojnę właśnie z powodu niezdecydowania i podziałów. A patrzą na to inni terroryści i wyciągają wnioski.
Do zasadniczych podziałów, a tym bardziej kapitulacji jeszcze nie doszło, ale Kreml ma wciąż nadzieję, że tak się stanie. Przykład? Dużą wagę przywiązuje się w Moskwie do wyborów prezydenckich w USA i możliwej zmiany administracji, wszak Donald Trump obwiniał Joego Bidena za wybuch wojny na Ukrainie i deklarował, że w ciągu 24 godzin zakończy działania. Jest teraz wystarczająco dużo kongresmenów USA, nie tylko z opozycji, którzy nie chcą uchwalić nowego pakietu pomocy wojskowej dla Ukrainy, a obecna pomoc finansowo-militarna praktycznie się wyczerpała.

Reszta Zachodu (i innych sojuszników USA), nawet jeśli chciałaby pomóc bardziej, to gospodarczo w ogóle nie była przygotowana do wojny. Niedawno wyszło na jaw, że w Europie produkuje się za mało amunicji, a sprzęt przygotowywany do przekazania Ukrainie często okazywał się zepsuty z powodu tego, że nie był amortyzowany. Generalnie, nierzadko zdarza się, że kraje wspierające Ukrainę oddają ciężką broń i nie mają czym jej zastąpić, w takim stanie bowiem funkcjonowały siły zbrojne. Nie trzeba daleko szukać palcem po mapie – Niemcy przekazują swoje nowoczesne systemy przeciwlotnicze IRIS-T, których z powodów finansowych nie używa nawet Bundeswehra. Strach nawet pomyśleć, co by się stało, gdyby Władimir Putin podbił Ukrainę tak, jak planował w 2−3 dni i zaatakował w konsekwencji Europę. Dopiero teraz zaczyna się ona na poważnie zbroić.

Między innymi z tym, ale nie tylko, związane były te wszystkie niekończące się debaty o przekazywaniu Ukrainie kolejnych rodzajów uzbrojenia. I gdy NATO oraz UE rozprawiały, czy przekazywać Ukrainie czołgi Leopard, patrioty lub F-16, od listopada zeszłego roku Rosja spokojnie budowała na południu i w Donbasie swoją „linię Surowikina”. Zarabiała na handlu surowcami dzięki „szarym sieciom”, pozwalającym za pomocą krajów trzecich obchodzić sankcje i pozyskiwać taką drogą fundusze na wojnę. Nigdy nie przerwała cichej mobilizacji. Sprowadzała drony z Iranu i dogadywała się z Koreą Północną w sprawie sprowadzania amunicji. Nadal prowadzi swoje wojny hybrydowe i dezinformacyjne przeciwko licznym krajom.

Dlaczego kontratak Ukrainy zatrzymał się w miejscu

Ukraina rozpoczęła swoją letnią kontrofensywę na Zaporożu, w części obwodu chersońskiego i w Donbasie, gdy nie była jeszcze na to gotowa. Umocnione pozycje rosyjskie – z powodu opieszałości Zachodu – zaatakowała niezgodnie ze sztuką wojenną NATO, bo w końcu musiała coś zrobić na polu bitwy. Dopiero za kilka miesięcy Ukraina dostanie myśliwce F-16 i być może gripeny, dopiero zaczęła otrzymywać od USA pociski dalekiego zasięgu ATACMS. A przecież sztuka wojenna NATO zakłada, by przed kontrofensywą zniszczyć zaplecze przeciwnika za pomocą pocisków dalekiego zasięgu, wystrzeliwanych z nowoczesnych samolotów i artylerii oraz z dronów. Natomiast Rosja sprowadziła sobie z Iranu mnóstwo dronów Shahed, ba, sama zaczęła je produkować. Nie straciła możliwości wytwarzania większości rodzajów rakiet, ma przewagę w samolotach.

A mimo to na początku obecna kontrofensywa Ukrainy wyglądała bardzo obiecująco. Ukraińcy zdołali nawet przebić się w niektórych miejscach przez linię Surowikina i niszczyli zaplecze okupanta tym, co posiadali, i jak mogli, mimo braku F-16, ATACMS oraz wystarczającej liczby dronów. Ukraińskie bezzałogowce dolatują nawet do Moskwy, czasem jeszcze dalej. Działają też partyzanci, którzy dzięki umiejętnym manewrom rozciągali siły rosyjskie na różnych kierunkach i wielu zachodnich analityków było naprawdę przekonanych, że w końcu rosyjska obrona się załamie.

Jednak Rosjanie zaczęli robić to samo. Atakowali Ukraińców na różnych odcinkach. Do tego doszedł, jak się wydaje, niepotrzebny szturm na Bachmut – wiążące wnioski będzie można wyciągnąć po wojnie, gdy ujawnione zostaną wszystkie okoliczności i dokumenty. Zimą i wiosną kosztem wielkich strat zdobyli go Rosjanie, co uznawane było za taktyczną i strategiczną głupotę. Bachmut, niezbyt ważny z punktu widzenia strategicznego, stał się symbolem. I po rozpoczęciu kontrofensywy Ukraińcy chcieli go odzyskać, tracąc na to wielkie siły i środki. A cel nie został zrealizowany. To mógł być spory błąd, bo zabrakło wystarczających sił na południu, gdzie widniały najlepsze perspektywy dla Ukrainy.

Błędy i wyczerpanie Ukrainy

Ukraińcy też nie wykorzystali czasu od jesieni zeszłego roku na budowanie swoich nowych umocnień na wschodzie i południu, tak jak to czynił wróg. Okupant mógł więc łatwiej prowadzić obronę przez atak, krzyżując Ukraińcom szyki. A teraz, co przyznaje sam dowódca armii ukraińskiej, generał Walery Załużny, wojna przeszłą w fazę pozycyjną, czyli nie widać jego zdaniem perspektyw zwycięstwa, nawet częściowego. Innego zdania jest – przynajmniej w publicznych zapewnieniach – prezydent Wołodymyr Zełenski, który wciąż wierzy w istotne sukcesy w tym roku. Dlatego być może coraz więcej mówi się o zakulisowym konflikcie na linii Załużny–Zełenski, który nabrał na znaczeniu po wywiadzie generała dla brytyjskiego „The Economist”. 

Zresztą, to kolejny kontekst obecnej sytuacji. Na Ukrainie coraz silniejszy jest konflikt polityczny oraz społeczny. Mnożą się spory między ukraińskimi politykami, a nawet wojskowymi, nie ustają afery korupcyjne i obyczajowe wśród elit, społeczeństwo jest zmęczone wyczerpującą wojną. Konflikt o zboże z Polską czy kryzys w relacjach z najbardziej przyjazną Wielką Brytanią (po wypowiedzi byłego ministra obrony Bena Wallace’a o trudnościach z nadążaniem z dostawami broni, gdyż Zachód nie jest Amazonem) pokazują narastające problemy Kijowa w zewnętrznej komunikacji. Na domiar złego dużo zamieszania spowodował niedawny artykuł w amerykańskim magazynie „Time”, przedstawiający prezydenta Wołodymyra Zełenskiego jako lidera zmęczonego i nieco odrealnionego po tylu miesiącach ciężkiej wojny narodu. Kancelaria prezydenta Ukrainy oskarżyła bliżej niezidentyfikowanych wewnętrznych przeciwników politycznych o inspirację dla autorów tekstu.

Amerykanie przy tym już nawet nie ukrywają, że chcą, by w przyszłym roku na Ukrainie odbyły się wybory, mimo wojny. Bo mają to w swoim „politycznym DNA”: wybory to dla nich wartość sama w sobie, łagodząca napięcie polityczne i rozwiązująca wiele problemów. Administracja Bidena może zaraz usłyszeć krytykę, że wspiera prezydenta i rząd, którzy nie pochodzą z cyklicznych wyborów. To poważne zarzuty dla Amerykanów. Większość Ukraińców, jak można odczytać z sondaży i wypowiedzi rządzących, kompletnie tego nie rozumie, jak organizować głosowanie w środku wojny, gdy giną ludzie – co jeszcze bardziej pogłębia problemy w relacjach z najważniejszymi partnerami.
Nadzieja w F-16 i ATACMS, a może w „wariancie niemieckim”?

Być może sytuację wojskową zmieni coraz intensywniejsze wykorzystanie przez Ukrainę systemów rakietowych ATACMS i Storm Shadow, a także wspomnianych wyżej F-16. To jednak niewątpliwie kwestia miesięcy. Tymczasem wiele wskazuje na to, że kończy się cierpliwość i Zachodu, i samych Ukraińców. Kijów sygnalizuje kłopoty z mobilizacją nowych żołnierzy, bo ci, którzy gotowi byli walczyć, już są na froncie od dawna albo, niestety, zginęli. Oczywiście, Rosja też się wyczerpuje, ale obecnie osiągnęła cel minimum – utrzymać to, co ma, i zaatakować ponownie po kilku latach.

Pojawiają się więc pomysły, żeby doprowadzić do rozejmu z Rosją i „układu”, czyli zatrzymania walk i pozostawienia Rosji okupowanych terenów (oczywiście de facto, a nie de iure) w zamian za przyjęcie Ukrainy do UE i NATO. To poglądy na toczący się konflikt, płynące głównie z Zachodu. Między wierszami w zachodnich i ukraińskich mediach można wyczytać też, że zachodni partnerzy naciskają na Ukrainę, by zgodziła się na deal, odkładając marzenia o deokupacji Krymu, Donbasu i południa na czas po śmierci Władimira Putina i na drodze politycznej, a nie militarnej. 

W zachodnich mediach nazywa się to „wariantem niemieckim”. Podczas zimnej wojny RFN była w NATO, podczas gdy wschodnia część Niemiec pozostawała pod okupacją Moskwy. To rzeczywiście się sprawdziło, a Niemcy ostatecznie się zjednoczyły drogą polityczną. Tyle że wymagało to wyjątkowego wysiłku, czasem groziło wywołaniem III wojny światowej, ponadto wymagało bardzo licznych sił USA i innych krajów na terenie Niemiec. Czy można się dziwić, że Ukraińcy nie biorą „wariantu niemieckiego” za dobrą monetę?

Z jednej strony więc wszystko wskazuje na to, że w obecnych warunkach nie ma lepszej oferty dla Ukrainy i lepszego wariantu. Członkostwo w NATO i UE to marzenie Ukraińców i prawdziwa zmora dla Rosjan. Z drugiej strony rację ma minister spraw zagranicznych Litwy Gabrielius Lansdbergis, że grozi to kolejnymi wojnami, w tym zaatakowaniem krajów bałtyckich. Bo może utwierdzić Putina i innych dyktatorów w przekonaniu, że jednak da się zmieniać granice siłą, nawet jeśli formalnie świat takich działań nie uznaje i je potępia. Pozostaje też pytanie, czy architekci takiej polityki zdają sobie sprawę, że wymagać będzie zaangażowania prawdopodobnie większych sił i środków, by utrzymać taki rozejm i wywierać wystarczającą presję na oś ­Moskwa−Teheran−Pjongjang−Pekin. Naturalnie nie ma co liczyć na to, że Putin i inni podobni będą dotrzymywać jakichkolwiek umów.

Wojna na Ukrainie a wojna w Izraelu

Widząc zbyt powolne działania i słabości Zachodu, Hamas zaatakował Izrael. A za Hamasem z kolei stoi Iran, który jest bliskim sojusznikiem Rosji. Moskwa zresztą nie ukrywa dobrych relacji z palestyńskimi terrorystami, przyjmując w Moskwie ich liderów. Nie brak też opinii wśród dziennikarzy, a także ukraińskich polityków, że Rosja pomogła w organizacji krwawego ataku Hamasu na Izrael z 7 października i w innych antyizraelskich inicjatywach. Rosja co prawda utrzymywała w poprzednich latach dobre relacje z Tel Awiwem, a obecny premier Beniamin Netanjahu był wielokrotnie w Moskwie z honorami przyjmowany przez Putina, ale natura Rosji, wpojonej historycznie agresji, okazała się silniejsza. Mimo tych wszystkich relacji – z punktu widzenia Moskwy – Izrael jest po prostu przedłużeniem USA, więc uderzając w niego, atakuje Waszyngton. Poza tym dobre relacje z Iranem, wspierającym Kreml w agresji na Ukrainę, okazały się dla Putina ważniejsze nawet niż dobre relacje z Izraelem. 

Izrael prowadzi swoją zmasowaną operację antyterrorystyczną przeciwko Hamasowi, ale jednocześnie jest atakowany z kilku stron rakietami należącymi do sił kontrolowanych przez Iran. Nie wiadomo, jak skończy się ta wojna. A przenosi się już do Europy, gdzie żyje na co dzień duża społeczność arabska i muzułmańska.

A zatem ta wojna nie toczy się już tylko na Ukrainie. Sytuacja tam, zza naszą wschodnią granicą, oddziałuje na Bliski Wschód, Europę, USA czy Afrykę, gdzie Rosja i Chiny też rzuciły wyzwanie Zachodowi, m.in. Francji. Nie ulega wątpliwości, że miejsca zapalne na świecie oddziałują też na sytuację Ukrainy. Rację miał prezydent USA Joe Biden, który zapowiedział, że najbliższe lata będą decydujące dla przyszłości świata. Pozostaje pytanie, czy jego administracja robi wszystko, co trzeba, by siły wolności wygrały z tyranią i terroryzmem.

Autor jest dziennikarzem TV Biełsat

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#wojna #Ukraina

Marcin Herman