Kilka dni głośno zrobiło się o śmiertelnym przypadku malarii we Włoszech, którego ofiarą padła 4-letnia dziewczynka nigdy nie będąca za granicą. Tymczasem w Italii zaatakowała inna egzotyczna choroba - gorączka afrykańska.
Jak informuje na Twitterze dziennikarz Tomasz Łysiak, we włoskim Anzio stwierdzono już trzy przypadki zachorowania na gorączkę afrykańską - czikungunię. Na chorobę tę nie ma lekarstwa, jednak zachorowania śmiertelne zdarzają się rzadziej niż raz na 1000 przypadków.
Po malarii — Chukungunya. Gorączka afrykańska. Nie ma lekarstwa, chociaż najczęściej nie jest śmiertelna. W Anzio we Włoszech trzy przypadki pic.twitter.com/jucCsppxc4
— Tomasz Łysiak (@TomaszLysiak) 9 września 2017
Czikungunia charakterystyczna jest dla wschodniej Afryki oraz południowej Azji, jednak zachorowania zdarzały się w wielu rejonach świata. W 2007 r. po raz pierwszy stwierdzono zachorowanie na gorączkę afrykańską w Europie - było to także we Włoszech, w okolicach Rimini.
Wiadomo, że choroba ta jest przenoszona przez komary i nie są znane przypadki przekazywania jej przez ludzi. Czikungunia objawia się podobnie jak grypa i dodatkowo powoduje wysypkę i świąd. Zazwyczaj ustępuje w ciągu tygodnia, jednak powikłania mogą trwać latami.
Na początku tygodniu w Trydencie zmarła 4-latka chora na malarię. Jest to o tyle dziwne, że dziewczynka nigdy nie była za granicą, a ostatnie wakacje spędziła w rejonie Wenecji.