Donald Trump wkrótce wyznaczy kolejnego, trzeciego już kandydata na sędziego Sądu Najwyższego (SCOTUS). Pojawiły się pierwsze przecieki co do tego, kto nim zostanie.
W piątek zmarła najstarsza sędzia SCOTUS Ruth Bader-Ginsburg, nominowana na to stanowisko przez Billa Clintona. Miała opinię sędziego o skrajnie lewicowych poglądach, zwłaszcza w temacie aborcji. Jej śmierć oznacza, że Donald Trump będzie miał okazję nominować trzeciego już konserwatystę do tego sądu. Komentatorzy są zgodni, że z powodu ogromnej władzy jaką w USA ma SCOTUS – to jego wyroki zalegalizowały np. aborcję czy małżeństwa jednopłciowe – nominowanie przez Trumpa trzech konserwatywnych sędziów na długie lata może zmienić politykę w USA i będzie najtrwalszą częścią jego dziedzictwa.
Teraz przed Trumpem stoi bardzo trudne zadanie. Do wyborów nie zostało wiele czasu, musi więc jak najszybciej wybrać kolejnego kandydata. Dodatkowo ta nominacja może mu pomów w wyborach, więc musi wybrać kandydata na tyle konserwatywnego aby zadowolić swój elektorat ale na tyle liberalnego, żeby mogli go poprzeć bardziej liberalni republikańscy senatorzy. Dla wszystkich jest jasne, że lewica będzie przeciwna niezależnie od tego, kogo wybierze.
Na razie pewne były tylko dwie rzeczy. Nazwisko wybranego przez Trumpa kandydata znajduje się na tworzonej przez niego od 2016 liście potencjalnych sędziów SCOTUS i będzie on relatywnie młody, najprawdopodobniej przed 50-ką, aby jak najdłużej SCOTUS pozostał prawicowy. Podczas spotkania wyborczego w Północnej Karolinie Trump zdradził trzecią rzecz – płeć kandydata.
To będzie kobieta – bardzo utalentowana, bardzo błyskotliwa kobieta
- powiedział wyborcom - „Myślę, że to powinna być kobieta. Tak naprawdę lubię kobiety dużo bardziej niż lubię mężczyzn”.
Dzięki tej wypowiedzi lista potencjalnych kandydatów mocno się skróciła. Zarówno komentatorzy jak i źródła w Białym Domu twierdzą teraz, że jak na razie faworytem jest Amy Coney Barrett. 48-letnia Barrett urodziła się w wielodzietnej katolickiej rodzinie w Nowym Orleanie. Nie ma zbyt wielkiego doświadczenia jako sędzia – dopiero w 2017 roku Trump nominował ją na to stanowisko w federalnym Sądzie Apelacyjnym Dystryktu Kolumbii. Wcześniej zajmowała się głównie uczeniem innych prawników, chociaż miała też kontakt z SCOTUS: spędziła rok jako asystentka legendarnego konserwatywnego sędziego Antonina Scali.
O Barrett zrobiło się bardzo głośno podczas przesłuchania przed Senatem potwierdzającego tamtą nominację. Lewica odnalazła jej stary artykuł w którym pisała, że sędziowie-katolicy powinni w pewnych okolicznościach wyłączyć się z prowadzenia spraw w których może zapaść kara śmierci. Następnie zaczęli ją atakować tym, że jako głęboko wierząca katoliczka może nie respektować kompromisu aborcyjnego. Oburzyło to prawicę która przypomniała, że zgodnie z amerykańską konstytucją wiara kandydata nie może być czynnikiem przy nominowaniu go na federalne stanowisko. Ostatecznie nominowano ją niemal po liniach partyjnych, jej kandydaturę poparli wszyscy Republikanie i zaledwie trzech Demokratów.
Z punktu widzenia prawicy największą zaletą Barrett jest to, że wierzy w tzw. originalism czyli pogląd, że amerykańska konstytucja powinna być interpretowana tak, jak interpretowaliby ją jej autorzy a nie tak, jak wymagałaby tego współczesna wrażliwość czy sytuacja polityczna. Wiele osób wierzy, że pomimo zapewnień podczas wcześniejszego przesłuchania prawniczka pomogłaby obalić legalizujący aborcję wyrok w sprawie Roe v. Wade gdyby SCOTUS postanowił się nim w końcu zając. Z punktu widzenia Trumpa Barrett ma jeszcze jedną zaletę – prezydent zdążył ją już przesłuchać podczas poprzedniej nominacji, więc pozwoliłoby mu to szybciej pchnąć jej kandydaturę przed Senat.
Drugą kandydatką uznawaną za faworytkę jest 52-letnia Barbara Lagoa, która obecnie służy jako sędzia w Sądzie Apelacyjnym 11 Okręgu, do którego została nominowana przez Trumpa pod koniec zeszłego roku. W przeciwieństwie do Barrett ma ona bogate doświadczenie jako sędzia. Wcześniej zasiadała m.in. w składzie Sądu Najwyższego Florydy i Sądzie Apelacyjnym Trzeciego Okręgu.
Z punktu widzenia Trumpa oprócz jej kwalifikacji ważne są również inne rzeczy. Jedną z nich jest to, że Lagoa ma silne wsparcie gubernatora Florydy Rona DeSantisa, bliskiego sojusznika prezydenta. Dodatkowo nominowanie jej mogłoby pomóc mu w wygraniu wyborów w tym stanie, bez czego nie miałby praktycznie szans na zwycięstwo w wyborach. Pomoże mu również jej pochodzenie – rodzice Lagoa to Kubańczycy, którzy uciekli do USA przed komunizmem. Pomoże to Trumpowi w zdobyciu zamieszkującej głównie Florydę kubańskiej diaspory, która z przyczyn oczywistych nie przepada za lewicą.
Lagoa ma jednak jedną zdecydowaną wadę: nic w jej życiorysie nie wskazuje, że jest przeciwniczką aborcji.
Wielu wyborców Trumpa i polityków Republikanów liczy na to, że nominowanie kolejnego konserwatysty do SCOTUSu pozwoli zdelegalizować w końcu aborcję w USA. O ile żaden kandydat raczej otwarcie nie przyzna, że ma taki zamiar, o tyle w wypadku Lagoi wiele osób podejrzewa, że ta sprawa jest jej obojętna i nie będzie chciała kruszyć o nią kopii z lewicą. A to może oznaczać, że bardziej konserwatywni senatorzy jej nie poprą – senator Josh Hawley już zapowiedział, że zagłosuje wyłącznie na kandydata który przyzna, że wyrok w sprawie Roe v. Wade był niewłaściwy.