Nigdy wcześniej nie zdarzyło się nic podobnego. Ze spektakularną misją do Pekinu udał się Henry Kissinger, który 27 maja skończył 100 lat. Spotkał się z przywódcą Chin dokładnie w tym samym miejscu, gdzie w lipcu 1971 roku odbył pierwszą rozmowę z ówczesnym premierem ChRL, Zhou Enlaiem. Wówczas była to supertajna operacja. Najpierw przybył do Pakistanu rzekomo na rozmowy z gen. Khanem. A stąd udał się do Pekinu specjalnym samolotem. Tamto wydarzenie było przełomowe. Otworzyło drogę do relacji USA–Chiny. Wielkim przegranym był wówczas Związek Sowiecki. Ale od tamtych wydarzeń pozycja obu państw zmieniła się radykalnie. ChRL jest drugą potęgą gospodarczą świata i wspiera Rosję, która toczy barbarzyńską wojnę z Ukrainą.
Z dawnych wzajemnych relacji między Pekinem a Waszyngtonem pozostały jedynie wspomnienia. Poziom wzajemnego napięcia osiągnął punkt krytyczny. I nagle w Pekinie zjawia się Kissinger i spotyka się z ministrem obrony ChRL, Li Shangfu. Jego przekaz jest jednoznaczny – „przyjazna komunikacja” między Chinami a USA została „zniszczona”, ponieważ „niektórzy ludzie w Stanach Zjednoczonych nie spotkali się z Chinami w połowie drogi”. Podkreślił, że „ani Stany Zjednoczone, ani Chiny nie mogą sobie pozwolić na traktowanie drugiego jako przeciwnika. Jeśli oba kraje pójdą na wojnę, nie doprowadzi to do żadnych znaczących rezultatów dla obu narodów”. Sam fakt owego spotkania Kissingera z Li Shangfu wywołał sensację i spowodował burzę spekulacji. Nieomal w tym czasie, 21 lipca, ukazał się na łamach „Foreign Affairs” artykuł Yun Sun „Dlaczego Chiny nie będą rozmawiać z armią amerykańską”. Rok temu, na wiosnę, USA poprosiły o spotkanie ministra obrony Chin Li Shangfu z sekretarzem obrony USA Lloydem Austinem. Mieli się oni spotkać na corocznej konferencji poświęconej bezpieczeństwu, organizowanej w czerwcu w Singapurze. Ale Pekin oświadczył, że USA nałożyły sankcje na Li w związku z zakupem przez Chiny rosyjskich systemów uzbrojenia w 2018 roku i dopóki nie zostaną one z niego zdjęte, nie dojdzie do żadnego spotkania. Równocześnie mnożyły się niebezpieczne prowokacje ChRL wobec USA na Morzu Południowochińskim i w Cieśninie Tajwańskiej. Jak stwierdza Yun Sun: „Decyzja była rozczarowująca, ale nie była to niespodzianka. Od sierpnia 2022 r. Chiny zawiesiły serię rozmów ze Stanami Zjednoczonymi głównych dowódców wojskowych i koordynatorów polityki obronnej. Zamrożenie ogłoszono po tym, jak przewodnicząca Izby Reprezentantów USA Nancy Pelosi odwiedziła Tajwan, której podróż oburzyła chińskie przywództwo. Ale powód, dla którego ten rozłam przetrwał, jest głębszy. Chiny odmówiły komunikacji wojskowej ze Stanami Zjednoczonymi, ponieważ uważają, że milczenie jest formą dźwigni. Wiedzą, że Waszyngton jest zaniepokojony brakiem kontaktu i uznają za korzystne to, że wojsko USA czuje się nieswojo. Pekin chce, aby Waszyngton martwił się prowokacyjnymi działaniami wojskowymi Chin, prosił o zapewnienia, ale ich nie otrzymywał. Pozbawiając amerykańskich urzędników bezpieczeństwa i pewności, Pekin ma nadzieję, że może wywrzeć na nich presję, aby zmniejszyli obecność militarną Stanów Zjednoczonych na wodach i w przestrzeni powietrznej w pobliżu Chin”. A już w styczniu 2024 roku odbędą się wybory na Tajwanie, które Pekin chce wykorzystać na swoją korzyść.
Ostatecznie Amerykanie podjęli próbę deeskalacji narastającego napięcia i 18 czerwca w Pekinie pojawił się Antony Blinken, sekretarz stanu USA. Miał być już w lutym, ale w ostatniej chwili USA wycofały się z wizyty po tym, jak wykryto chińskie balony szpiegowskie nad Stanami Zjednoczonymi. Potem pod koniec marca lider komunistycznego imperium poleciał do Moskwy na spotkanie z Putinem, ściganym już wówczas od dwóch tygodni międzynarodowym listem gończym za zbrodnie przeciwko ludzkości. A w maju tajną wizytę w Chinach złożył szef CIA, Wiliam Burns. Ostatecznie Biden pojawił się w Pekinie i odbył rozmowy z Xi. Było to pierwsze takie spotkanie od 2018 roku. Prezydent Chin miał z zadowoleniem przyjąć „postęp” po uścisku dłoni z Blinkenem w Wielkiej Sali Ludowej, miejscu zwykle zarezerwowanym na powitanie głów państw. Stwierdził, że supermocarstwa mogą przezwyciężyć trudności, a agencja Reuters w depeszy z 19 czerwca przekazała, iż Chiny i Stany Zjednoczone zgodziły się na ustabilizowanie intensywnej rywalizacji, aby nie prowadziła ona do konfliktu, ale [rozmowy] nie przyniosły żadnego przełomu. A dzień po spotkaniu Blinkena z chińskim przywódcą Joe Biden w czasie spotkania w Kalifornii nazwał Xi „dyktatorem”. Samo życie szybko potwierdziło jego słowa. Już 25 czerwca władca Chin kazał usunąć Qin Ganga, ministra spraw zagranicznych, niezadowolony z jego zbytniej elastyczności w rozmowach z USA. Amerykanie nie ustawali w wysiłkach i już 6 lipca z czterodniową wizytą pojawiła się w ChRL Janet Yellen, sekretarz skarbu USA. Potraktowano ją z buta. Na lotnisku, obok ambasadora USA w Pekinie, Nicholasa Burnsa, witał ją zaledwie urzędnik z chińskiego ministerstwa finansów. Ostatecznie skończyło się na rozmowach z premierem ChRL, Li Qiangiem.
Nieomal tuż po tym, 18 lipca, pojawił się specjalny wysłannik prezydenta USA ds. klimatu John Kerry, były sekretarz stanu w administracji Obamy. Też potraktowany został z dystansem. Nie dostąpił zaszczytu spotkania z Xi. Rozmawiał z niższymi rangą urzędnikami – premierem Li Qiangiem, wiceprezydentem Han Zhengem, a także z Wang Yi, który wówczas jeszcze nie zajął stanowiska po odsuniętym Qin Gangu, a występował jako komunistyczny szef Biura Komisji Spraw Zagranicznych Komitetu Centralnego KPCh.
Biła po oczach różnica potraktowania Kerry’ego i Kissingera, którzy w tym samym czasie zostali zaproszeni do Pekinu. Miała to być swoista prowokacja, policzek dla USA.
W przekazie medialnym podkreślano ciepło i szacunek okazywany stuletniemu dyplomacie i wielki dystans wobec wysłannika Bidena. Już same rozmowy Kissingera z Li Shangfu były prawdziwą sensacją. Ale stanowiły one zaledwie wstęp do najważniejszego wydarzenia. Dwa dni później, w czwartek 20 lipca, autorytarny władca Chin, Xi Jinping, osobiście spotkał się w Diaoyutai State Guesthouse z nestorem amerykańskiej dyplomacji. Podobny mechanizm zastosował już wcześniej wobec czerwcowej wizyty Blinkena. O dwa dni poprzedziło ją spotkanie z Billem Gatesem, który został przyjęty po królewsku w tym samym kompleksie budynków co Kissinger i nazwany „starym przyjacielem” Chin. Dla interesów Pekinu ranga jednak tych dwóch osób jest nieporównywalna. W całych Stanach nie ma nikogo, kto lepiej od Kissingera mógłby być wykorzystany przez Pekin do wbicia głębokiej szpili Ameryce, upokorzenia jej, a równocześnie przedstawienia owego wydarzenia jako misji ostatniej szansy w sytuacji, gdy obecna administracja Bidena zawodzi i nie jest w stanie przełamać narastającej nieufności w relacjach z Pekinem. Xi użył tej samej metody, co wobec Gatesa, i nazwał Kissingera „starym przyjacielem” Chin, a partyjna Centralna Telewizja Chińska przypomniała, że od 1971 roku był on ponad sto razy w Państwie Środka. Podkreślano, jak wielkim zaufaniem cieszy się on w tym państwie, i wagę jego misji. W 2015 roku podczas spotkania Xi Jinpinga z Barackiem Obamą chiński przywódca stwierdził, że jeśli czołowe światowe mocarstwa nadal będą popełniały strategiczne błędy w ocenie sytuacji, to prawdopodobnie wpadną w pułapkę, która doprowadzi do wojny. Od tego czasu Xi skupił w swoich rękach władzę porównywalną do tej, jaką posiadał Mao Zedong. Emerytowany gen. Robert Spalding, który jako amerykański attaché ds. obrony w Pekinie poznał od środka imperium Xi, od lat ostrzegał przed rosnącą agresywnością tego reżimu. Zwracał uwagę, że państwo to prowadzi w nowy, totalny sposób wojnę z Zachodem. Jest ona oparta na strategii powstałej na gruncie publikacji dwóch pułkowników Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, Qiao Lianga i Wang Xiangsui. Na podstawie ich podręcznika pt. „Nieograniczone działania wojenne” kształcone są kadry oficerskie do działań wrogich wobec Zachodu, obejmujących praktycznie wszystkie obszary ludzkiej aktywności. Spalding ostrzega, iż KPCh traktuje każdego Chińczyka jako żołnierza w tej wojnie. Dramatyczny paradoks polega na tym, iż to same USA wykreowały to zagrożenie. Thomas J. Christensen, zastępca sekretarza stanu w ekipie prezydenta George’a Busha, uważa, że od początku chińskiej transformacji USA zrobiły najwięcej, aby zbudować siłę Chin. Ale to właśnie Kissinger wymyślił bajkę, która stała się amerykańską mantrą. Według niej, pod wpływem rozwoju gospodarczego, Chiny, na wzór Hongkongu, miały się zdemokratyzować. Przekonywał i lobbował najintensywniej za narracją, iż Stany Zjednoczone potrafią właściwie rozumieć ChRL, a przez to umiejętnie wpływać na kierunek ich rozwoju.
Jak zauważył Bogdan Góralczyk w swojej książce „Wielki renesans. Chińska transformacja i jej konsekwencje”: „Dopiero teraz dociera do Amerykanów, że źle skalkulowali, jak też zbyt często ulegali pokusom zdobycia wielkiego chińskiego rynku. Kierowali się bardziej doraźnym interesem niż strategiczną wyobraźnią”. Ogromny udział w budowaniu tej zakłamanej narracji miał Kissinger, który przy okazji zdobył niemałą fortunę na doradzaniu Chińczykom. Budował wokół siebie opinię jednego z najwybitniejszych znawców ChRL. Wydał w 2011 roku książkę „O Chinach”, w której przekonywał: „Strategia oparta na konfrontacji czyniłaby Stany Zjednoczone i Chiny zakładnikami najgorszych scenariuszy, których żadna ze stron nie zdołałaby w pełni kontrolować”. Dlatego USA i Chiny „winne są sobie i światu” podjęcie próby dogadania się. Rok później Xi doszedł do władzy i w przyspieszonym tempie przekształcił polityczny projekt Deng Xiaopinga w porażającą dyktaturę. Jak twierdzi Sheena Chestnut Greitens w artykule opublikowanym w „Foreign Affairs” 28 lipca, odtąd „Xi Jinping jest skoncentrowany na zapewnieniu bezpieczeństwa swojemu reżimowi. Usunął potencjalnych rywali politycznych, zrestrukturyzował wojsko i aparat bezpieczeństwa wewnętrznego, zbudował orwellowskie państwo inwigilacyjne i przeforsował nowe represyjne prawa w imię bezpieczeństwa narodowego. U podstaw wszystkich tych inicjatyw leży coś, co Xi nazywa »kompleksową koncepcją bezpieczeństwa narodowego«, jako ramy dla ochrony systemu socjalistycznego Chin i władzy rządzącej Komunistycznej Partii Chin, w tym władzy samego Xi”. Autorka przypomina, iż ta aberracja Xi na punkcie zagrożenia jego reżimu ze strony Zachodu ujawniła się już na początku jego władzy. Jak zauważa:
„Niesławny Dokument nr 9 ostrzegał, że infiltracja zachodnich wartości i ideologii może zdestabilizować Chiny. A w rezolucji w sprawie historii partii z 2021 r. Komitet Centralny KPCh podkreślił ryzyko okrążenia, stłumienia, zakłócenia i działalności wywrotowej”.
W tle owej misji Kissingera Chiny i Rosja przeprowadziły wspólne manewry wojskowe na Morzu Japońskim „Northern Interaction-2023”, aby ćwiczyć „utrzymanie bezpieczeństwa strategicznych korytarzy morskich”. Dwa lata temu, w sierpniu 2021 roku, Rosja uczestniczyła już w ćwiczeniu „Western -Interaction-2021” w chińskim regionie autonomicznym Ningxia. Po raz pierwszy Pekin zaprosił wówczas obce siły do udziału w strategicznych ćwiczeniach wojskowych na swoim terytorium. Formacje chińskie już od 2018 roku uczestniczą w rosyjskich manewrach – „Wostok 2018”, „Centr-2019” i „Kaukaz-2020”. A już w trakcie inwazji na Ukrainę, we wrześniu 2022 roku, Chińska Armia Ludowa po raz pierwszy wysłała wojska lądowe, powietrzne i morskie do Rosji na ćwiczenia „Wostok 2022”. Na swój sposób obu dyktatorów łączy też swoista słabość do nestora amerykańskiej dyplomacji. Tak jak w przypadku Chin, prywatna firma Kissingera była też przez lata potężnie zaangażowana we wspieranie interesów Putina. On też był pomysłodawcą US-Russia Business Council, organizacji skupiającej 300 wielkich korporacji działających na rynku rosyjskim – w tym Sberbanku, Gazprombanku i słynnego Alfa Banku Michała Fridmana, który był głównym instrumentem korupcyjnym władcy Kremla. Steven Lee Myers w biografii prezydenta FR tak pisze o jego relacjach z Kissingerem: „Ten sędziwy mąż stanu (…) regularnie widywał się z Putinem, odkąd ten zdobył władzę”. Myers przytacza też zapomnianą wypowiedź Kissingera o władcy Kremla: „Putin to nie Stalin, nie czuje przymusu zniszczenia każdego, kto się z nim nie zgadza”. Kissinger nigdy nie ukrywał lekceważącego stosunku do Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski, a rozbiory traktował jako element europejskiej stabilizacji. Z pewnością nie razi go więc, iż od początku wojny chińska propaganda była zbieżna z rosyjską. A w ostatnim czasie – jak podkreślił to Stanisław Żaryn, pełnomocnik rządu ds. bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej RP – powiela ona kłamstwa Rosji o Polsce. Stwierdził, iż działania informacyjne Pekinu skupiają się na obarczaniu odpowiedzialnością USA i Zachodu za wybuch wojny przeciwko Ukrainie. Chińska propaganda przekonuje również, że to Waszyngton dąży do eskalacji i zagraża światu. Jak zauważył, media społecznościowe kontrolowane przez Pekin przekonują, że Polska planuje atak na Białoruś oraz Ukrainę. W tezach kolportowanych przez chińską propagandę przedstawia się Polskę jako kraj „rusofobiczny”, który liczy na to, że uda mu się wciągnąć Zachód w globalną wojnę przeciwko Rosji. Z pewnością też dziwnie zbieżną rolę w rosyjskiej i chińskiej propagandzie odgrywa postać Kissingera.