Przed tragicznymi wydarzeniami w Waszyngtonie wiele osób uważało, że pomimo przegranej w wyborach, Trump będzie bardzo ważną postacią w partii i że jego poparcie dla kandydatów będzie decydować o ich karierach. Po tym, gdy uczestnicy protestu wywołanego „cudem nad urnami” wdarli się do Kapitolu, co kosztowało życie pięciu osób, jego pozycja gwałtownie się pogorszyła. Wielu członków jego gabinetu krytykuje go i składa rezygnację, dawni sojusznicy się od niego odcinają, a niektórzy Republikanie zaczęli nawet wzywać do jego impeachmentu.
Jednym z niewielu, który odważył się stanąć w jego obronie, jest sekretarz stanu Mike Pompeo. W piątek wieczorem wziął udział w spotkaniu Republican Study Comitee, największego republikańskiego caucusu w Izbie Reprezentantów, zrzeszającego obecnie 125 z 212 konserwatywnych kongresmanów. Tematem tego spotkania była przyszłość ruchu konserwatywnego w USA.
Jak dowiedział się portal Breitbart wbrew panującej ostatnio modzie Pompeo nie skrytykował Trumpa, wręcz przeciwnie.
„Jestem dumny z tego, co osiągnęliśmy – nie tylko w kwestii bezpieczeństwa narodowego czy przestrzeni stosunków międzynarodowych, w której pracowałem, ale także z rzeczy które zrobiliśmy z rodzinami, obroną życia” – stwierdził – „To są rzeczy, które na pewno przejdą do historii. Myślę, że historia zapamięta nas bardzo dobrze za te rzeczy, kiedy książki zostaną już napisane”.
Pompeo odniósł się również do ostatnich rezygnacji w gabinecie Trumpa, szczególnie do rezygnacji sekretarz edukacji Betsy DeVos i sekretarz transportu Elaine Chao, które były z Trumpem od początku. Przyznał, że wydarzenia na Kapitolu były tragiczne, ale opuszczający Trumpa „nie słuchają głosu Amerykanów”.
„Podczas gdy myślę, że przemoc, która miała miejsce na Kapitolu, gdzie pracujecie, była tragiczna, widziałem, jak ludzie już opuszczają prezydenta. I nie słuchają głosu Amerykanów. Ani trochę”
– stwierdził.
Sekretarz stanu przypomniał również o sukcesach polityki zagranicznej administracji Trumpa i zestawił je z tym, co działo się za czasów Obamy. Stwierdził, że za czasów Obamy polityka zagraniczna była „fantazją” i jego ludzie wchodzili w umowy, nie patrząc na to, czy mają one szanse się utrzymać, podczas gdy podejście „Ameryka na pierwszym miejscu” Trumpa było dużo bardziej realistyczne i skuteczne. „Oznaczało uznanie tego, że naszą jedyną odpowiedzialnością jest ochrona mieszkańców Ameryki” – podkreślił – „Kiedy tak postępujemy to, jestem tego pewny, zwiększamy bezpieczeństwo ludzi na całym świecie”.
Pompeo przypomniał, że z powodu takiego podejścia USA zrezygnowały z wielu rzeczy – jak członkostwo w WHO, Komisji Praw Człowieka ONZ czy też ważnych zasad Światowej Organizacji Handlu.
„Każda z tych rzeczy szkodziła Amerykanom, ich bezpieczeństwu, ich dostatkowi” – podkreślił – „Mieliśmy rację tak czyniąc. Myślę, że 75 milionów osób