Jak podają lokalne rosyjskie media, pięciu żołnierzy z mobilizacji, którzy trafili na front, od ponad dwóch tygodni ukrywa się w lesie w obwodzie ługańskim. Według relacji matki jednego z nich, nie zostali przeszkoleni, wyposażeni, jak również brakowało nad nimi dowództwa.
Zmobilizowani mieli opuścić swoją jednostkę wojskową stacjonującą w okupowanym obwodzie ługańskim i ukryć się w lesie. Ostatni raz z rodzinami skontaktowali się 17 października. Matka jednego z żołnierzy, w rozmowie z lokalnymi rosyjskimi mediami opisała, jak wyglądała "przyspieszona mobilizacja".
- Syn został zmobilizowany 26 września i obiecano mu, że przejdzie trzymiesięczne szkolenie w Omsku. Jednak już 29 września został przewieziony do Rostowa nad Donem, a tydzień później - do obwodu ługańskiego na Ukrainie
- powiedziała kobieta. "Mobilków" w jednostkach wojskowych miano nazywać wprost "mięsem" lub "mielonką", a na front - trafiali bez jedzenia i amunicji. Według relacji kobiety, miały być również problemy z dowodzeniem i wyposażeniem już na linii frontu.
Jelena Sołodownikowa, podobnie jak inne bliskie zmobilizowanych żołnierzy, napisała listy do władz obwodowych w Rosji i deputowanych, by zapewniono powołanym do wojska odpowiednie przeszkolenie i dowództwo.
Ukrywającym się żołnierzom grozi proces o dezercję.
Tymczasem w obwodzie ługańskim, jak podaje sztab ukraiński, rosyjskie wojsko wykorzystuje cywilów jako żywe tarcze.
- W mieście Swatowe przeciwnik rozlokowuje swoje siły w szkołach i zakładach, a mieszkańcy są zmuszani do przychodzenia do pracy i przyprowadzania dzieci na lekcje mimo ostrzałów
- podaje sztab.