Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Świat

Europoseł niemieckiej AfD, Tomasz Froelich: Demokracja w Niemczech jest w fatalnym stanie

W niedzielę zakończyła się pierwsza tura wyborów samorządowych w Nadrenii Północnej - Westfalii. AfD odniosło w nich nienotowany wcześniej sukces. Wybory do najludniejszego landu Niemiec odbywały się w cieniu teorii spiskowej, dla której pożywką stała się zagadkowa koincydencja: aż siedmiu polityków tej nadal jednak niezbyt popularnej tam partii AfD straciło życie na krótko przed głosowaniami. Choć zarówno władze AfD, jak i lokalny inspektor wyborczy uspokajali, że nic nie wskazuje na udział osób trzecich w śmierci polityków coraz popularniejszej partii antyimigracyjnej, dla wielu nie było to przekonujące wyjaśnienie. - To pokazuje, w jak opłakanym stanie jest w Niemczech demokracja - skomentował dla niezalezna.pl Tomasz Froelich, europoseł Alternative fur Deutschland.

Im lepsze notowania w sondażach zalicza AfD, z tym większymi obawami i przejawami niechęci spotyka się ona na co dzień. Europoseł Froelich przytacza przykład przykład: jeden z kandydatów AfD chciał kandydować na stanowisko burmistrza w 180-tysięcznym mieście Ludwigshafen. - Został jednak wykluczony z tych wyborów. Kandydat miał świetne referencje: z zawodu nauczyciel, w dodatku chyba z doktoratem, poseł do Landtagu, a jednak nie mógł ubiegać się o stanowisko burmistrza. Nawet Elon Musk zastanawiał się na X, jak to w ogóle możliwe? - relacjonuje Froelich.

Doskonały wynik AfD

Sytuacja ta dotyczyła Joachima Paula. Komisja wyborcza, powołując się na wątpliwości co do tego, czy będzie on lojalny wobec konstytucji, wykluczyła jego start w wyborach samorządowych, zaplanowanych na 21 września. Paul odwołał się jednak od tej decyzji.

Efektem tych zabiegów jest wytworzenie się wokół AfD takiej atmosfery, że ludzie zaczynają wierzyć, że zgony naszych polityków w Nadrenii Północnej - Westfalii mogły być nieprzypadkowe

– mówi portalowi niezalezna.pl Tomasz Froelich.

Jednak ani nagonka na AfD w niemieckich mediach, ani zamieszanie spowodowane śmiercią polityków, które zmusiło władze samorządowe do ponownego drukowania kart w niektórych okręgach oraz ponowienia w nich głosowania korespondencyjnego, nie dały rady postawić tamy rosnącemu poparciu tej antyimigracyjnej i uznawanej za skrajnie prawicową partii. AfD w Nadrenii Północnej - Westfalii potroiło swoje wyniki w porównaniu do poprzednich wyborów samorządowych w 2020 roku. Wówczas poparcie dla partii Alice Weidel wynosiło 5,1%. W tym roku ugrupowanie zyskało aprobatę aż 14,5% wyborców. Wszystko to w czasie, gdy chadecka CDU i socjaldemokratyczna SPD, dotychczas niezwykle mocne w Nadrenii Północnej - Westfalii, zanotowały swoje najgorsze wyniki w historii Niemiec Zachodnich: CDU - 33,3% poparcia, a SPD - 22,1%. Dla CDU jest to o jeden punkt procentowy mniej niż w 2020 roku, natomiast dla SPD spadek wynosił 2,2 punktu procentowego.

Szykany wobec AfD podsycają teorie spiskowe

Tomasz Froelich studzi jednak emocje wywołane domysłami co do przyczyn śmierci kandydatów ze swojej partii.

Szczerze mówiąc, myślę że to po prostu był zbieg okoliczności, choć z góry niczego nie wykluczam. Siedem zgonów to dużo, ale to były wybory komunalne w największym Bundeslandzie. Tam mieszka 18 milionów ludzi, a w całej Nadrenii Północnej - Westfalii do objęcia było dwadzieścia tysięcy mandatów. Nie wiem, ilu kandydatów AfD kandydowało w tych wyborach, ale szacowałbym, że było ich nawet około pięciu tysięcy. Sytuacja byłaby o wiele bardziej niepokojąca, gdyby to były wybory, w których wystawiamy powiedzmy 50 kandydatów i to na taką ich liczbę przypadłoby siedem zagadkowych śmierci. Jednak w obecnych okolicznościach, raczej wyglądało to na nieszczęśliwy wypadek. Natomiast sam fakt, że ludzie nie wykluczają niczego, świadczy o tym, w jakim stanie jest demokracja

– zauważa Froelich.

Nadmienia, że cała ta sytuacja najciekawsza jest z socjologicznego punktu widzenia. Pytania o to, jak to możliwe, by aż siedmiu kandydatów jednej partii pożegnało się z życiem niedługo przed wyborami, ściągnęło na wybory samorządowe w największym niemieckim landzie uwagę mediów całego świata.

To dowód na zły stan demokracji w Niemczech, bo te pytania pojawiły się w następstwie represji wobec AfD. I chociaż mi osobiście wygląda to na przypadek, to jednak nie można wykluczyć niczego, patrząc na represje, jakie są stosowane w Niemczech wobec AfD

– mówi niemiecki europarlamentarzysta.

Imigranci za AfD?


Emocje podgrzewał też fakt, że Nadrenia Północna - Westfalia to land najliczniej zamieszkany przez imigrantów. Co czwarta osoba, która zdecydowała tam osiąść, ma pochodzenie migracyjne. W takich warunkach AfD ze swoim jawnie antyimigracyjnym programem jest w warunkach lokalnych jedyną partią, która otwarcie mówiła o problemach płynących z masowego napływu cudzoziemców. Mówienie zaś wprost o niewygodnych aspektach imigracji w miejscu, gdzie odsetek imigrantów jest tak wysoki, niekoniecznie mogłoby spotkać się z aprobatą.

Tomasz Froelich nie uważa jednak, by to kontrowersyjne kwestie programowe przyczyniły się jakkolwiek do fali śmierci kandydatów z ramienia AfD.

Zdarza się, że w niektórych landach wśród imigrantów AfD notuje wyższe poparcie niż wśród Niemców. Na przykład podczas wyborów w Hesji niektóre grupy imigranckie zdecydowanie częściej głosowały na AfD niż autochtoni. Nawet 6 procent muzułmanów zamieszkujących Niemcy głosuje na AfD - i poparcie w tej grupie nawet nam rośnie

– studzi domysły niemiecki europarlamentarzysta.

Polityk jest jednak przekonany, że AfD na pewno będzie współpracować z policją i z prokuraturą oraz patrzeć im na ręce, by sprawa nie została zamieciona pod dywan i by wszystkie wątpliwości zostały rozwiane.

Źródło: niezalezna.pl