Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Świat

Część zachodnich elit nadal mówi o kapitulacji Ukrainy. A to tylko napędza machinę Putina

Żądania wysuwane wobec Ukrainy i Zachodu są te same, co cztery lata temu. Fakt, że nie zmniejszyły się, świadczy o tym, że Rosja nie liczy się ani ze zdaniem państw Zachodu, ani z ceną, jaką już zapłaciła na polu walki i jeszcze zapłaci. Trwałe zawieszenie broni nie jest możliwe, ponieważ Rosja rozkręciła machinę wojenną i nie widzi potrzeby, żeby ją wyhamować – mówi w rozmowie z portalem Niezależna.pl dr Jan Matkowski, ekspert ds. międzynarodowych, wykładowca akademicki z Ukrainy.

Zaporoże, Krzywy Róg, Sumy, Kijów. W trakcie prowadzonych trójstronnych rozmów pokojowych USA-Ukraina-Rosja mieliśmy do czynienia z serią barbarzyńskich rosyjskich ataków. Tak wygląda definicja dążenia do pokoju według Władimira Putina?

Reklama

Kiedyś Otto von Bismarck powiedział, że „umowa z Rosją nie jest warta papieru, na którym ją spisano”. W rosyjskiej myśli wojskowej nawet rozejm jest częścią strategii wojennej i jednym z elementów prowadzenia wojny. Taka sytuacja nie jest niczym nowym. Problem jednak nie w tym, że Rosjanie ogłaszają zawieszenie ognia czy rozejm i go nie przestrzegają. Problemem jest to, że nadal są tam ludzie, i to wśród elit politycznych, którzy wierzą, że będzie tak, jak powiedział Władimir Putin. Człowiek trzeźwo myślący powinien poczuć, co mówi Kreml i zrozumieć, że wszystko będzie zupełnie odwrotnie.

Kolejna kwestia to piętrzenie żądań wysuwanych przez Rosję. Mnożenie ich, odrzucanie rozwiązań proponowanych przez Kijów i Waszyngton.

Przywódcy na Kremlu nie wystosowali w ostatnim czasie żadnych nowych żądań, a tylko powtarzają te, które były wysunięte do Ukrainy i państw Zachodu już w 2021 r. Wtedy jedni nie słuchali tego, co mówi Putin, a inni twierdzili, że blefuje. Teraz negocjatorzy, którzy biorą udział z ramienia USA ogłaszają żądania Rosjan, których wykonanie jest warunkiem ustanowienia pokoju na Ukrainie. Natomiast to nic nowego. To, że żądania wobec Ukrainy i NATO, wystosowane już przed czterema laty przez Putina do dzisiejszego dnia nie zmniejszyły się, świadczy o tym, że Rosja nie liczy się ani ze zdaniem państw Zachodu, ani z ceną, jaką już zapłaciła na polu walki i jeszcze zapłaci. Putin mówi wprost, że oni zrealizują swoje dążenia albo drogą wojskową albo drogą dyplomatyczną. Część elit na Zachodzie jest zdania, że należy zadowolić apetyty Rosjan drogą dyplomatyczną, ponieważ prędzej czy później oni i tak osiągną to, czego chcą. Czyli obserwujemy dzisiaj również obecność głosów, mówiących o konieczności kapitulacji. To oczywiście dodaje animuszu Rosjanom. Jeżeli mówimy o prezydencie Trumpie, to nie hamując działań wojennych, Kreml nawołuje stronę amerykańską do tego, że problem należy rozwiązać „drogą pokojową”, czyli Zachód ma porzucić Ukrainę i ogłosić kapitulację.

Donald Trump liczy na trwałe zawieszenie broni. Czy Pana zdaniem taki scenariusz jest w ogóle możliwy? Czy nie będziemy mieli do czynienia z quasi rozejmem, krótkotrwałym, po którym Rosja może oskarżyć Ukrainę o złamanie ustaleń i powrót do pełnoskalowych działań?

Trwałe zawieszenie broni nie jest możliwe, ponieważ Rosja rozkręciła machinę wojenną i nie widzi potrzeby, żeby ją wyhamować. Co więcej, są zainteresowani prowadzeniem walk nie tylko w kontekście zdobycia nowych terenów Ukrainy, ale i utrzymania w dyscyplinie żołnierzy armii. Putin dobrze pamięta rok 1917, kiedy wojskowi armii rosyjskiej wrócili z frontów I wojny światowej oraz skutki tego powrotu dla carskiej Rosji. Dlatego w niewielkim stopniu mobilizuje ludność z Moskwy czy z Petersburga, żeby w przyszłości nie mieć kłopotów z kombatantami wojny z Ukrainą. Możemy domniemywać, że Kreml chce również zdobycia jak najwięcej ukraińskich terenów, żeby osiedlić tam rannych na wojnie żołnierzy wraz z ich rodzinami. Takie osadnictwo w przyszłości rozwiązałoby rosyjskim władzom wiele problemów. W sieci jest mnóstwo przykładów, jak obecnie demobilizowani rosyjscy żołnierze terroryzują lokalne społeczeństwa, gwałcą dzieci i zabijają cywilów. Co do negocjacji ze stroną amerykańską, Moskwa chce w pierwszej kolejności wznowić stosunki dyplomatyczne z USA, a rozmowy wokół Ukrainy są tylko pretekstem. Oczywiście, w tym kontekście obiecują Amerykanom różne drobne ustępstwa wobec Ukrainy właśnie w zamian za przywrócenie dwustronnych relacji.

Czy opcja użycia broni atomowej wobec Ukrainy, o której Pan wspominał kilka miesięcy temu, nadal jest realnym zagrożeniem?

Mamy liczne potwierdzenia od wywiadów poszczególnych krajów, że Moskwa miała zamiar użyć broni jądrowej wobec Ukrainy. Główną rolę w zahamowaniu tych popędów odegrali przywódcy Chin oraz Indii. Uważam też, że gdyby nie wygrana w USA Donalda Trumpa i rozpoczęcie procesu negocjacji z Kremlem, Putin sięgnąłby po broń jądrową, żeby wymusić na Zachodzie i Ukrainie kapitulację. Czy dzisiaj kwestia uderzenia jądrowego jest realnym zagrożeniem? Na to pytanie w tym tygodniu odpowiedział były prezydent Rosji, Dmitrij Miedwiediew. Zwrócił się on do nowych członków NATO, że „teraz są w naszym wrogim bloku, co oznacza, że automatycznie stali się celem dla naszych sił zbrojnych, w tym możliwych uderzeń odwetowych, a nawet komponentu nuklearnego lub środków zapobiegawczych w ramach doktryny wojskowej”.

Jeżeli dojdzie do ostrej konfrontacji dyplomatycznej z USA, przypuszczam, że Rosja może sięgnąć po broń jądrową, żeby zmusić Zachód do ustępstw w sprawie Ukrainy. Ostrożnie należy podchodzić też do kwestii przyszłości wojskowego hubu w Jasionce na Podkarpaciu. Bez obecności wojsk amerykańskich, Rzeszów może się stać celem dla armii rosyjskiej. Politycy i propagandziści w Rosji niejednokrotnie publicznie wskazywali, że to właśnie Jasionka i Rzeszów mogą stać się celem uderzenia jądrowego, a nie Ukraina, „gdzie Rosjanie zamierzają mieszkać”.

Putin zapowiedział „pauzę wojenną” na czas obchodów 80. rocznicy Dnia Zwycięstwa. Chce przykuć uwagę świata na organizowaną wtedy paradę w Moskwie czy należy tu szukać jakiegoś drugiego dna?

Bez wątpienia ma Pan rację. Chce przykuć uwagę świata do wydarzenia. Również z frontu ściągnął do Moskwy armię oficerów, żeby publiczne nagrodzić ich za „sukcesy w walce z faszyzmem”. Mogę również zakładać, że na tle tzw. pauzy wojennej i obchodów rocznicy Dnia Zwycięstwa, rosyjskie służby przeprowadzą w Moskwie zamach terrorystycznych, żeby potem oskarżyć o niego stronę ukraińską i zaostrzyć kurs wobec Kijowa w trakcie negocjacji.

Jak w tej geopolitycznej układance jawi się Pana zdaniem pozycja prezydenta Wołodymyra Zełenskiego? On sam twierdzi, że jest gotów ustąpić ze stanowiska na rzecz pokoju. Również sami Ukraińcy mają o nim różne zdanie. Czy potencjalna zmiana w Kijowie przyczyniłaby się najpierw do uzyskania realnego pokoju, a potem do jego utrzymania?

Ukraina nie jest własnością prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Jego działania są określone w Konstytucji i odpowiednich ustawach. Dla Putina celem jest nie prezydent Ukrainy, a zniszczenie ukraińskiego państwa. W kontekście geopolitycznym, Zełenski robi co może i buduje sojusze wokół Ukrainy. Trzeba pamiętać, że działa również na polu, którego rozmiar wyznaczają dla niego państwa Zachodu. Oprócz Zachodu i Ukraińców, nie ma się na kim więcej oprzeć. To prawda, że obywatele Ukrainy mają różne zdanie na temat Zełenskiego. Uważam wręcz, że większość osób postrzega jego niektóre działania negatywnie. Równocześnie jednak 90 proc. obywateli jest zdania, że musi pozostać na stanowisku do końca wojny i zwycięstwa. Nikt na Ukrainie nie wyobraża sobie tego, że kraj upadnie. Dlatego powszechnie mówi się „do zwycięstwa”, a nie „do końca wojny”. Realny pokój można będzie uzyskać tylko wtedy, gdy Rosja zazna klęski na polu walki. Inny scenariusz, niestety, nie przyniesie pokoju. Ani Ukrainie, ani Europie.

Źródło: niezalezna.pl
Reklama