Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Była pracownica UJAWNIA, że Facebook walczy z dezinformacją tylko wtedy… kiedy mu się to opłaca!

Facebook twierdzi, że walczy z wykorzystywaniem swojego portalu do politycznej dezinformacji. Jego była pracownica, która pracowała na pierwszej linii frontu, twierdzi, że robią to tylko wtedy, kiedy im się to opłaca.

Firmbee/pixabay.com/service/license/

Posiadający 2,8 miliarda użytkowników Facebook jest jednym z najważniejszych środków komunikacji na świecie i jako taki odgrywa ogromną rolę w życiu politycznym wielu państw. W 2016 roku amerykańska lewica zaczęła oskarżać rosyjskie manipulacje w mediach społecznościowych o zwycięstwo Trumpa i Facebook znalazł się wtedy w ogniu krytyki za to, że rzekomo za mało się przykłada do walki z dezinformacją. Przedstawiciele portalu obiecali, że będzie to ich priorytetem, zwłaszcza jeśli za tą manipulacją stoją rządy. 

W styczniu 2018 roku Facebook zatrudnił analityk danych Sophie Zang do jednego z zespołów walczących z manipulacjami. Dwa i pół roku później kobieta została zwolniona, rzekomo z powodu zbyt niskiej wydajności. Ona sama twierdzi jednak, że stało się tak, gdyż nie chciała się zgodzić na praktykę walki z dezinformacją w bogatych państwach zachodu przy równoczesnym ignorowaniu tej prowadzonej przez rządy, często autorytarne, mniej znaczących państw. 

W swoim ostatnim wpisie na wewnętrznym forum napisała długą analizę praktyk Facebooka. Bojąc się, że zostanie usunięta, umieściła ją również na prywatnej stronie, do której dostęp mieli jego pracownicy. Facebook faktycznie szybko usunął jej wpis i zmusił kobietę do usunięcia całej strony, więc była pracownik społecznościowego giganta skontaktowała się z dziennikarzami „Guardiana” i opowiedziała im o praktykach byłego pracodawcy. 

Hipokryzja Facebooka

Jedną z najpopularniejszych metod manipulacji na Facebooku tzw. skoordynowane nieautentyczne zachowanie. Ta metoda wykorzystuje pewną lukę w regulaminie Facebooka. Portal ten bowiem dokonuje rozróżnienia na prywatne konta użytkowników i prowadzone przez nich strony. Każdy użytkownik może mieć jedynie jedno konto, ale może założyć nieograniczoną ilość stron. Tworzy się więc strony, które na pierwszy rzut oka przypominają profile zwykłych użytkowników. Następnie wykorzystuje się je do tworzenia sztucznego ruchu przez polubienia i komentarze pod promowanymi treściami. Daje to iluzję zainteresowania oraz pozwala oszukać algorytmy Facebooka, które wyświetlają popularne treści większej grupie użytkowników. Metoda ta jest często stosowana przez promujące swoje produkty firmy, ale jest również popularna wśród polityków. 

Zhang zajmowała się walką z właśnie taką formą manipulacji. Zauważyła jednak, że dla Facebooka nie wszystkie państwa są równe. Twierdzi, że jeśli odkryta przez nią lub jej podobnych pracowników sieć takich stron manipulowała treściami, które dotyczyły w jakiś sposób bogatych państw Zachodu lub państw, które mogłyby stanowić problem wizerunkowy, wówczas Facebook bardzo szybko reagował i ją usuwał. Kiedy jednak sprawa dotyczyła biednych i mało znaczących państw trzeciego świata, to mimo jej nalegań sprawa ciągnęła się dużo dłużej, o ile Facebook w ogóle podejmował jakąś reakcję. 

Jej szefowie mówili wprost, że wszystkich manipulacji i tak nie dadzą rady pokonać, więc muszą przyjąć priorytety i liczyć, że uda się ich usunąć jak najwięcej. 

„Na Facebooku dzieje się dużo zła na które się nie odpowiada bo nie jest uznawane za wystarczająco duże zagrożenie wizerunkowe dla Facebooka. Kosztów nie ponosi Facebook, ponosi je cały świat”.
- powiedziała dziennikarzom. 

Przykłady manipulacji

Sophie Zhang podała dwa przykłady odkrytych przez siebie manipulacji. W jednym wypadku oskarżany o sfałszowanie wyborów prezydent Hondurasu Juan Orlando Hernandez otrzymywał promocję ze strony tak wielu stron, że stanowiło to 90% podobnej aktywności w jego kraju. W innym przypadku fałszywe konta atakowały opozycję i niezależne media w Azerbejdżanie. W obu sytuacjach analitykom udało się zdobyć dowody, że za tymi akcjami stoją rządy. W obu wypadkach Facebookowi jednak nie spieszyło się z podjęciem akcji. W wypadku Hondurasu od zgłoszenia problemu do podjęcia akcji miało upłynąć 344 dni a Azerbejdżanu 426. 

Dla porównania w wypadku Tajwanu ten okres wyniósł 11 dni, Ukrainy – 30, a Korei Południowej 45. Znaczący jest w tym kontekście również casus Filipin. Odkryta tam przez analityków sieć działała bez przeszkód przez ponad 130 dni. Kiedy jednak jej niewielka część zaczęła prowadzić działalność na oficjalnej stronie Donalda Trumpa, którą sama Zhang nazwała pozbawioną znaczenia, wówczas Facebook usunął ją już po tygodniu. 

Co ciekawe najszybsza reakcja według przygotowanego przez dziennikarzy wykresu nastąpiła w Polsce. Tutaj reakcja Facebooka na sieć fałszywych stron nastąpiła już po jednym dniu od ich wykrycia. Niestety „Guardian” nie poinformował o jaką sieć chodziło. 

W wielu wypadkach Facebook nie podjął żadnego działania. Zignorowali na przykład takie strony, kiedy te działały w kontekście kontrowersyjnych wyborów w Boliwii w 2019 roku, działały w najlepsze jeszcze we wrześniu zeszłego roku, kiedy Zhang odchodziła z pracy. Zignorowano również sieci w Tunezji i Mongolii, chociaż w tym pierwszym państwie odbywały się wybory a w drugim trwał kryzys konstytucyjny. 

Do wyznania Zhang odniosła się rzecznik prasowa Facebooka Liz Bourgeois. Stwierdziła, że jej firma nie zgadza się z jej oceną ich priorytetów. Dodała, że „zdjęto” już około stu sieci takich stron, z których połowa działała lokalnie w np. Ameryce Łacińskiej czy na bliskim wschodzie. 

„Walka ze skoordynowanym fałszywym zachowaniem jest naszym priorytetem”.
-oświadczyła rzecznik prasowa Facebooka.
 

 



Źródło: niezalezna.pl, Guardian

#Facebook #social media #media społecznościowe #cenzura #dezinformacja

albicla.com@ Wiktor Młynarz