Coraz więcej osób obawia się, że w okolicy wyborów prezydenckich na ulicach amerykańskich miast dojdzie do scen przemocy. Władze wielu samorządów już teraz szykują się na taką ewentualność.
Przemoc polityczna, zwłaszcza ta której dopuszcza się lewa strona, stała się po zwycięstwie Trumpa czymś niemal powszechnym. Demonstracje zmieniające się w zamieszki, pobicia przeciwników politycznych czy nawet motywowane politycznie zabójstwa – wszystko to stało się już stałym elementem amerykańskiej polityki.
Zbliżające się wybory raczej nie poprawią sytuacji, zwłaszcza gdyby doszło do zwycięstwa Trumpa i prawicy. W wielu miejscach może dojść do prób zastraszania wyborców. Sytuacja jest o tyle trudniejsza, że na wyniki wyborów być może trzeba będzie poczekać aż sądy rozpatrzą rekordową liczbę protestów wyborczych. W wielu amerykańskich miastach, zwłaszcza tych uznawanych za lewicowe, władze już teraz przygotowują się na falę przemocy.
W Nowym Jorku policja ma przygotowywać się na dzień wyborów już od tygodni. Wall Street Journal donosił, że już 24 października miał powiedzieć właścicielom firm aby ci przygotowali się na ewentualne zamieszki. Wiceprezydent nowojorskiego Stowarzyszenia Sierżantów Vincent Vallelong powiedział portalowi Daily Caller, że mobilizację policji na taką skalę widział tylko po atakach z 11 września. - Takie rzeczy działy się w trakcie 9/11, kiedy wszyscy szli na 12-godzinne zmiany, ale oni teraz w zasadzie postawili wszystkich w stan alarmowy - powiedział. - Skłamałbym jakbym powiedział, że mnie to nie martwi. Widzieliśmy już w Nowym Jorku napady na policjantów. To nie jest coś, co powinniśmy teraz lekceważyć - tłumaczył.
Nowy Jork nie jest tutaj wyjątkiem. Policjanci szykują się na zamieszki także w wielu innych miastach, jak Miami, Portlad, Seattle, Minneapolis, Orlando czy Chicago. - Każde miasto się na to szykuje, nie tylko Nowy Jork i Minneapolis - skomentował były wiceprezydent Międzynarodowego Związku Stowarzyszeń Policyjnych Dennis Slocumb - „Myślę, że każdy szef policji w każdym mieście prawdopodobnie już od jakiegoś czasu się szykuje”. Slocum wyjaśnił, że te przygotowania mogą polegać na odwoływaniu ludzi z urlopów, sprawdzaniu gotowości i wyposażenia grup szybkiego reagowania i do kontroli tłumów itp. Dodał też, że policjanci zapewne monitorują także media społecznościowe i ekstremistyczne grupy jak Antifa chcąc wyprzedzić ewentualne zamieszki.
To, że przygotowania policji są znacznie poważniejsze w miastach rządzonych przez lewicę nie jest tutaj przypadkiem i nie wynika z tego, że to zwolennicy lewicy są bardziej skłonni do wyrażania swojego niezadowolenia z wyniku wyborów na ulicach – choć to też jest ważny czynnik. Fala zamieszek po śmierci George'a Floyda w znacznie większym stopniu dotknęła właśnie lewicowe miasta. Jednym z powodów tego było, że w takich miastach prokuratorzy byli dużo mniej skłonni do stawiania ich uczestnikom zarzutów a sądy do wtrącania ich do więzień. Innym powodem było to, że władze tych miast zabraniały policjantom bardziej zdecydowanego działania przy przywracaniu spokoju. Podczas wyborów sytuacja będzie o tyle trudniejsza, że w wielu takich miastach lewica wprowadziła już reformy, które utrudnią policji przeciwdziałanie – od obcinania im budżetów po zakazy stosowania granatów hukowych czy gazu łzawiącego.
Nowy Jork doskonale pokazuje na czym polega ten problem. Jednym z pomysłów lewicy w tym stanie była między innymi kontrowersyjna reforma systemu kaucji po wprowadzeniu której oskarżeni o mniej poważne przestępstwa z automatu odpowiadają z wolnej stopy. Vallelong zauważył, że oznacza to, że aresztowani przez policję zadymiarze od razu wyjdą na wolność i będą mogli wrócić na ulice. Innym problemem są wprowadzone w samym mieście nowe przepisy, których zadaniem było ograniczenie rzekomej brutalności policji. Nowojorski oddział telewizji NBC donosił, że przez ich wprowadzenie Yonkers, Westchester i inne nowojorskie agencje policyjne już zapowiedziały, że w razie wyrwania się sytuacji spod kontroli nie wyślą swoich ludzi do NYC gdyż ci nie będą mogli w efektywny sposób pomóc funkcjonariuszom NYPD. To szczególnie duży problem jeśli weźmie się pod uwagę ich braki kadrowe, w 2020 liczba odejść ze służby wzrosła aż o 75% w porównaniu z poprzednim rokiem.
- Jeśli sytuacja będzie tak zła i NYPD nie będzie sobie radził, to nie znam żadnego większego departamentu policji który będzie mógł przybyć i ich uratować. W tym momencie mówimy o wysłaniu Gwardii Narodowej
- zauważył Vallelong.
Problemem będzie również to jak do ewentualnych zamieszek podejdą władze miast. W trakcie niepokojów po śmierci Floyda w wielu miejscach policjanci zachowywali zaskakującą bierność i nie reagowali na przemoc gdyż takie dostali rozkazy od władz miejskich pod które podlegają. Wiele wskazuje, że w razie wybuchu zamieszek okołowyborczych będzie tak samo. - Znamy to z przeszłości, sami to widzieliśmy – pozwalali każdemu robić co chce i zasadniczo niszczyć wszystko w mieście - skomentował Vallelong.