GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Afera państwowa we Francji

Skandal wokół urzędnika Pałacu Elizejskiego Alexandre’a Benalli, który na demonstracji 1 maja pobił parę młodych manifestantów, stał się we Francji aferą państwową. Dzisiaj przed komisją parlamentarną przesłuchiwany był w tej sprawie szef MSW.

By Eric Pouhier [CC BY-SA 2.5 (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.5)], from Wikimedia Commons

W związku z aferą francuski parlament zawiesił pracę nad zmianami w konstytucji, a rządowi może się nie udać ich przeprowadzenie, gdyż potrzebuje do tego głosów opozycji.

Przesłuchiwany w sprawie Benalli przed komisją praw Zgromadzenia Narodowego, niższej izby parlamentu, minister spraw wewnętrznych Francji Gerard Collomb zaprzeczał, by wychodzące na światło dzienne informacje na temat współpracownika prezydenta Emmanuela Macrona świadczyły o tym, że powierzono mu misję zorganizowania nowej służby ochrony szefa państwa.

Dziennikarze odkryli, że 26-letni Benalla, zastępca szefa gabinetu prezydenta Francji, zarabiał 10 tys. euro miesięcznie, dostał wspaniałe mieszkanie służbowe i miał do dyspozycji specjalnie wyposażony samochód, jaki przysługuje jedynie wyższym funkcjonariuszom policji. Ujawnienie przywilejów Benalli sprawia, że prawicowa i lewicowa opozycja zgodnie oskarżają kancelarię prezydenta o tworzenie paralelnego urzędu bezpieczeństwa. I - jak powtarzają francuskie media - "wali się w gruzy wizerunek młodego prezydenta" budującego "republikę, która ma być wzorem uczciwości i transparentności" przywódcy nowej Europy.

Przed komisją parlamentarną minister Collomb wspominał o nadzwyczajnej agresji podczas pierwszomajowej manifestacji, której uczestnicy - jak mówił - niszczyli własność prywatną i dążyli do starcia z policją. Szef MSW starał się przekonać, że w kwestii Benalli, który pobił parę młodych manifestantów, jego resort działał bez zarzutu.

Sprawa, o której całe MSW i kancelaria prezydenta Francji wiedziała już 2 maja, do wiadomości publicznej przedostała się dzięki opublikowaniu 18 lipca przez dziennik "Le Monde" nagrania wideo, na którym widać postępowanie Benalli.

Od momentu ujawnienia afery przedstawiciele policji, w tym również komisarze, mówią, że Benalla często uczestniczył w operacjach utrzymania porządku podczas manifestacji, że nosił opaskę policyjną i że wydawał rozkazy stróżom prawa, którzy podporządkowywali mu się jako urzędnikowi Pałacu Elizejskiego.

Z odpowiedzi Collomba wynikało, że odpowiedzialność za to co stało się 1 maja ponosi w pewnym stopniu prefekt policji paryskiej, a przede wszystkim gabinet prezydenta. Minister na wiele pytań w sprawie kompetencji Benalli, jego zachowania i stosunku do hierarchii policyjnej odwoływał się do rozpoczętego dochodzenia sądowego i do śledztwa, którego przeprowadzenie zlecił generalnej inspekcji policji.

Deputowani z prezydenckiej partii La Republique en Marche (LREM) zainteresowani byli głównie trudnościami sił policyjnych w zapewnieniu bezpieczeństwa. Przedstawiciele opozycji swymi pytaniami starali się natomiast stworzyć wrażenie, że w Pałacu Elizejskim działa - jak to sformułował deputowany prawicowej partii Republikanie Eric Ciotti - "dyrekcja bezpieczeństwa niezależna od MSW".

Z kolei bezpartyjny deputowany, bliski Zjednoczeniu Narodowemu (RN, dawny Front Narodowy) Gilbert Collard uznał, że gdy minister powtarza "zgodnie z moją wiedzą", oznacza to, że "nic nie wie", bo "wszystkie decyzje podejmowane są poza nim".

Po zakończeniu przesłuchania Collomba przywódczyni RN Marine Le Pen uznała, że przesłuchać należy ludzi z Pałacu Elizejskiego, bo "są dowody, że organizuje się tam równoległą policję, niezależną od MSW". Rzekome istnienie elizejskiej "policji równoległej" "poświadczone zeznaniami policjantów" podkreślił również po wyjściu z komisji deputowany skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej (FI) Eric Coquerel.

Inny deputowany, należący do Republikanów Robin Reda uznał w wypowiedzi dla BFMtv, że wszystko spowodowane jest tym, że w Pałacu Elizejskim "siedzi banda pijana władzą, która wierzy, że wszystko jej wolno".

Natomiast przewodniczący parlamentarnej grupy LREM Richard Ferrand oskarżył opozycję, że najpierw blokowała debatę parlamentarną, a teraz blokuje samą instytucję. Deputowany jego partii Gilles Le Gendre uznał z kolei, że postawa ugrupowań opozycyjnych to "zemsta za ideową klęskę", jaką poniosły w zeszłorocznych wyborach prezydenckich i parlamentarnych.

Benalla wraz z ochroniarzem LREM Vincentem Crase'em, również widocznym na nagraniu, postawiony został w stan oskarżenia. Rozpoznano też trzeciego uczestnika w cywilu. Jest nim policjant Philippe Mizerski. Deputowanym nie udało się otrzymać od szefa MSW odpowiedzi, czy jest on łącznikiem między prefekturą policji a Pałacem Elizejskim.

 



Źródło: niezalezna.pl, PAP

#Francja #afera #pobicie #skandal

redakcja