Władze Ukrainy zatrzymały dwóch mieszkańców Kijowa, którzy pod hasłami obrony praw polskiej mniejszości w tym kraju zorganizowali w środę blokadę trasy do granicy z Polską w obwodzie lwowskim.
Policja ustaliła, że wśród demonstrantów, którzy twierdzili, że są przedstawicielami żyjącej na Ukrainie mniejszości polskiej, Polaków nie było. Niemniej podczas blokady, którą zorganizowano we wsi Grzęda, pojawiły się transparenty z polskimi napisami.- Doskonale rozumiemy, że za tymi wydarzeniami stoją rosyjskie służby specjalne” – oświadczył Szef Służby Bezpieczeństwa Ukrainy.
Policji udało się ustalić, że uczestników akcji wynajęto, a jej organizatorzy za udział w „polskim proteście” płacili ok. 200 hrywien (ok. 30 zł).- Były tam plakaty, na których domagano się zaprzestania ludobójstwa Polaków, ale ja tam Polaków nie widziałem. Widziałem za to naszych klientów, znanych z używania środków odurzających, i dzieci, uczniów z naszych lwowskich szkół – mówi naczelnik policji Wałerij Sereda.
Do podobnego zdarzenia doszło 12 marca, kiedy grupa osób chciała zablokować dojazd do ukraińsko-polskiego przejścia granicznego Szeginie-Medyka. Zamierzali oni domagać się od rządu w Warszawie obrony praw polskiej mniejszości narodowej na Ukrainie i przyznali się, że zostali do tego wynajęci.- Prowokacja miała być profesjonalnie nagrywana dla rosyjskich stacji telewizyjnych – czytamy.