Antyrządowe protesty w stolicach Algierii i Jemenu, inspirowane wydarzeniami w Egipcie, zostały stłumione. Są ranni i aresztowani.
Siły policyjne w Algierze rozbiły, wraz z tajniakami wmieszanymi w tłum, kilkutysięczną demonstrację, która była złamaniem trwającego od 1992 roku zakazu zgromadzeń publicznych. Tłum domagał się ustąpienia prezydenta Abdelaziza Butefliki.
Podobny marsz miał miejsce w Saanie, stolicy Jemenu, gdzie domagano się ustąpienia prezydenta Alego Abdullaha Saleha. Demonstranci zostali zaatakowani przez ludzi uzbrojonych w noże. Według obrońców praw człowieka, a grupa ta miała liczną reprezentację w Saanie, byli to funkcjonariusze policji ubrani po cywilnemu. Francuzi popierają Algierczyków. Na Placu Republiki w Paryżu na znak poparcia dla manifestujących w tym samym czasie w Algierze zgromadziło się około tysiąc osób. Podobne demonstracje odbyły się również na ulicach Strasbourga, Tuluzy i Marsylii.
W obu przypadkach doszło do aresztowań. W Algierii początkowo zatrzymanych zostało 400 osób (uczestnicy demonstracji twierdzą, że nawet 1000), w aresztach pozostało kilkadziesiąt, w tym prawdopodobnie Fodil Bumala jeden z założycieli Narodowego Ruchu na rzecz Zmiany i Demokracji. W Jemenie w areszcie wciąż przebywa kilkanaście osób.
W obu państwach dochodziło do demonstracji antyrządowych już wcześniej. Teraz ludzie zmobilizowani sukcesem Egipcjan, wychodzą na ulice w większej sile.
Źródło: