Policja podjęła działania w 14 z 16 krajów związkowych Niemiec w ramach akcji przeciw mowie nienawiści w sieci. Nie pojawiły się informacje o aresztowaniach.
Według BKA większość wpisów, jakie dziś stały się podstawą do interwencji funkcjonariuszy, nawoływała do przemocy z pobudek "skrajnie prawicowych", a wśród pozostałych znalazły się treści zamieszczone przez dwóch zwolenników skrajnej lewicy, a także przez antyrządowego ekstremistę i przeciwnika mniejszości seksualnych.
- podkreślił minister sprawiedliwości Heiko Maas w oświadczeniu. Jak dodał, nie wolno pozwolić, by groźby karalne i próby zastraszania ograniczały wolność wypowiedzi."Determinacja władz to ważny sygnał. (Pokazuje, że) ten, kto rozpowszechnia w internecie karalne treści, będzie ścigany i pociągany do odpowiedzialności"
W kwietniu rząd Niemiec przyjął projekt ustawy nakładającej na administratorów portali społecznościowych obowiązek szybkiego usuwania fałszywych informacji (fake news) i komentarzy nawołujących do nienawiści. W przypadku naruszenia przepisów groziłyby im kary finansowe do... 50 mln euro. Uzasadniając tę inicjatywę, Maas wskazywał, że Twitter usuwa jedynie 1 proc. wpisów zgłoszonych przez użytkowników jako karalne, a Facebook znacznie poniżej 50 proc.
Niemieckie Stowarzyszenie Dziennikarzy (DJU) oświadczyło, że aby nie dopuścić do prewencyjnego usuwania wpisów, należy każdorazowo uwzględnić prawo wyrażania opinii oraz zakaz stosowania cenzury. Facebook uznał projekt ustawy za "sprzeczny z konstytucją" i "nie do pogodzenia z prawem europejskim", a także za próbę "przerzucenia odpowiedzialności państwa za zaniedbania na przedsiębiorstwa prywatne" w walce z tzw. mową nienawiści.
Ustawa wymaga zatwierdzenia przez parlament. Głosowanie Bundestagu nad projektem ma się odbyć jeszcze w czerwcu.