Ryszard Bosek z uznaniem mówi o grze siatkarzy ZAKSY. Polska drużyna po fantastycznym meczu pokonała 3:2 Zenit Kazań w pierwszym spotkaniu półfinałowym Ligi Mistrzów. "To ogromny sukces" - przyznaje mistrz olimpijski z Montrealu w rozmowie z "Niezależna.pl". Bosek ocenia również szanse polskiej drużyny w rewanżu i tłumaczy dlaczego Kamil Semeniuk jest Busterem Keatonem siatkówki.
Janusz Milewski: Jak Pan sobie radzi w tych trudnych czasach, jak zdrowie?
Ryszard Bosek: Dobrze, jakoś mi się udaje. Ja już jestem po szczepieniach, więc jest łatwiej.
Wczoraj ZAKSA wygrała w Kazaniu z siedmiokrotnym triumfatorem siatkarskiej Ligi Mistrzów - Zenitem.
To ogromny sukces. Chociaż teraz łatwo się mówi, bo było o jeden punkt od wielkiej porażki. Mało brakowało, a byłoby 0:3. Ja się bardzo cieszę, że ZAKSA wygrywa, bo przypomina mi - oczywiście w nowoczesnym wydaniu - siatkówkę z moich czasów. Ten zespół gra bardzo technicznie. Dla porównania w zespole rosyjskim jest może jeden "technik", ale jemu akurat wczoraj niewiele się udawało. Można powiedzieć, że technika zwycięża nad brutalną siłą.
Pojawiają się już opinie, że ZAKSA to obecnie najmocniejsza drużyna siatkarska w Europie. Nie jest to trochę na wyrost?
Łatwo się mówi. Trzeba jednak przyznać, że grają naprawdę dobrze i na pewno są w grupie najmocniejszych drużyn. Kiedy tylko rywal ma słabszy moment, od razu go wykorzystują. Stać ich na wygranie Ligi Mistrzów, co pokazali w Kazaniu. ZAKSA gra obecnie siatkówkę totalną, miłą dla oka i trzeba ich chwalić. Świetnie funkcjonuje gra blok-obrona, grają zespołowo, bronią wiele trudnych piłek. Tylko się cieszyć, że nasz zespół osiągnął taki poziom.
Czy przed rewanżem z Zenitem można mówić, że ZAKSA jest już jedną nogą w finale?
Szanse oceniam pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Wiadomo, że może dojść do złotego seta, a to zawsze jest wielka loteria. Lepiej nie wpadać w samouwielbienie, chociaż myślę, że im to nie grozi, bo trener mocno pilnuje tego towarzystwa. W rewanżu trzeba być bardziej skoncentrowanym, niż w meczu na wyjeździe. Wszyscy będą mówili, że nie mogą przegrać, a mogą - chociaż im oczywiście tego nie życzymy. Przecież to jest tylko sport. Widzieliśmy wczoraj Perugię z Trentino. Wielki zespół, a jest bez formy i przegrał. Nawet Leon słabo zagrał. (W drugim półfinale Ligi Mistrzów Trentino pokonało Perugię 3:0 - red.).
Występujący w ZAKSIE Kamil Semeniuk ostatnio jest w rewelacyjnej dyspozycji. Dużo mówi się o tym, że Vital Heynen powinien go powołać, razem z Wilfredo Leonem i Michałem Kubiakiem, do reprezentacji Polski na igrzyska do Tokio.
Przyjmujących mamy dużo. Jest Bartosz Kwolek, który zrobił olbrzymi skok. Jest Aleksander Śliwka. Semeniuk też zrobił olbrzymi skok, ale jest najmniej doświadczony, musi zatem pokazać trenerowi trochę więcej niż inni. Wiadomo, że jedziemy na igrzyska olimpijskie i trener ponosi pełną odpowiedzialność za wynik. Z reguły jest tak, że jeżeli odnosi się jakiś sukces z grupą zawodników, to na najważniejszą imprezę zabiera się tych, których już się zna. Myślę, że Semeniukowi do tej grupy nie będzie się łatwo dostać, ale swoją grą pokazuje że stać go na bardzo dużo. To taki Buster Keaton polskiej siatkówki. Czy jest źle czy dobrze nie pokazuje emocji, nie uśmiecha się, czasem coś krzyknie. Zrobił jednak olbrzymi postęp w każdym elemencie. Gra cały czas w podstawowej szóstce, nabiera doświadczenia i wyrasta nam następny kandydat do reprezentacji Polski.
W rosyjskich mediach głównym winowajcą porażki Zenitu zrobiono innego polskiego siatkarza - występującego w Kazaniu Bartosza Bednorza.
Zobaczyli, że miał piłkę meczową, której nie skończył. Tak jest z obcokrajowcami w Rosji. Innym wolno zrobić błąd, obcokrajowcowi nie. Trzeba to wziąć na klatę. Trudno tu oskarżać Bednorza za porażkę. Po prostu Rosjanie potwierdzili, że jak zaczyna się twardo z nimi grać, to "pękają"... no i "pękli".
Miejmy nadzieję, że w rewanżu też pękną...
Powiedzmy bardziej sportowo, że życzymy pięknej gry ZAKSIE