250 tysięcy złotych za zwycięstwo w meczu rzucania lotkami do tarczy?! Niewiarygodne? A jednak! Tyle właśnie zarobił Krzysztof Ratajski ze Skarżyska – Kamiennej za awans do ćwierćfinału mistrzostw świata w darcie.
Piwko, drink, a w przerwie zakrapianych kawiarnianych rozmów, partyjka darta. Tak przez lata kojarzyła się gra w popularne rzutki.
- Nic bardziej mylnego. Tylko kompletni laicy mogą myśleć, że dart to dodatek do piwa. To już na pewno nie jest knajpiana rozrywka. Dart to poważna i poważana dyscyplina sportu. Mecze w Anglii, Holandii czy Belgii gromadziły po kilkanaście tysięcy kibiców – twierdzi w rozmowie z portalem „Niezależna.pl” prezes Polskiej Organizacji Darta Robert Kaźmierczak. - To nie tylko wielkie emocje, ale i ogromne pieniądze – dodaje.
- W tym samym czasie lider finansowego rankingu elitarnej organizacji PDC, Holender Michael van Gerwen wzbogacił się również o półtora miliona, ale funtów – ujawnia Robert Kaźmierczak. - Każdy turniej PDC rangi mistrzostw świata czy Europy jest sponsorowany przez zakłady bukmacherskie, producentów ekskluzywnych alkoholi i papierosów. Proszę mi wierzyć – ci sponsorzy nie oszczędzają na nagrodach – mówi prezes Polskiej Organizacji Darta. Kaźmierczak jest dwukrotnym drużynowym mistrzem i trzykrotnym wicemistrzem Europy w darcie elektronicznym. W tych imprezach w reprezentacji Polski jego partnerem był między innymi właśnie Krzysztof Ratajski.
43-letni Ratajski jest absolwentem technikum elektrycznego. Początkowo traktował darta jako barową rozrywkę. Blisko jego domu w Skarżysku – Kamiennej był pub, do którego od czasu do czasu lubił wyskoczyć na szklaneczkę piwa. Bez problemów ogrywał kolegów. Wreszcie spróbował swoich sił w zawodach ogólnopolskich. Też z powodzeniem. Radził sobie na tyle dobrze, że z darta postanowił uczynić sposób na życie i zawód, który miał przynosić konkretne pieniądze.
- U nas zwycięzcy turniejów nie zarabiają. Polska Organizacja Darta utrzymuje się wyłącznie ze startowego, jakie płacą zawodnicy przystępujący do gry w zawodach. Z tych pieniędzy kupujemy puchary i drobne nagrody rzeczowe dla zwycięzców. To o co walczą zawodnicy? O awans do reprezentacji Polski. Organizacja sfinansuje wyjazdy kadry narodowej na mistrzostwa świata, Europy czy Puchar Świata. A taki jeden wyjazd i pobyt ośmioosobowej drużyny to koszt ponad czterdzieści tysięcy złotych. Tak naprawdę na darterów pieniądze czekają za granicą
– tłumaczy Kaźmierczak.
Trzy lata temu życie Ratajskiego zmieniło się 180 stopni. Przełomowym momentem była wygrana w turnieju Winmau World Masters. Triumfowi towarzyszyła wielka kasa. Najlepszy polski darter zarobił wtedy 25 tysięcy funtów, czyli 120 tysięcy złotych. Wtedy Krzysztof zdecydował się rzucić pracę i poświęcić się dartowi. Trenował po kilka godzin dziennie. Przyniosło to efekt w postaci awansu do ćwierćfinału ostatnich mistrzostw świata. To największy sukces w historii tej dyscypliny sportu w naszym kraju.
- Znając Krzyśka, jego pracowitość i konsekwencję w dążeniu do celu, uważam że tylko kwestią czasu jest, kiedy znajdzie się w najlepszej piątce lub nawet trójce zawodników na świecie
– z przekonaniem w głosie twierdzi Robert Kaźmierczak.
To właśnie Kaźmierczak, właściciel poznańskiego klubu Agawa stoi za rozwojem darta w Polsce. - W 2002 roku obejrzałem w nieistniejącej już stacji Wizja TV transmisję z jakiegoś turnieju w Anglii. Strasznie mnie to wciągnęło. Już wcześniej rzucano u nas do tarczy w kawiarniach i barach. Ale to było przypadkowe, amatorskie, nieusankcjonowane. Założyliśmy Polską Organizację Darta, która skupia stowarzyszenia z całego kraju. Jest czymś w rodzaju związku sportowego koordynującego i nadzorującego rozwój tej dyscypliny. Dziś w Organizacji jest zrzeszonych czterystu zawodników. Regularnie w organizowanych przez nas zawodach biorą udział również panie. W każdym z turniejów występuje minimum trzydzieści dwie kobiety. Wierzę, że sukces Krzysia Ratajskiego na mistrzostwach świata w Londynie, zdecydowanie pchnie polskiego darta do góry. Czekamy na nowych Ratajskich – kończy Robert Kaźmierczak.