Zremisowany mecz na Wembley otworzył Polakom drogę do piłkarskich mistrzostw świata w 1974 roku. Biało-czerwoni pod wodzą Kazimierza Górskiego sięgnęli w Niemczech po historyczny medal. Na czym polegał fenomen "Trenera Tysiąclecia" opowiada w rozmowie z portalem Niezalezna.pl Jan Tomaszewski. "Pan Kazimierz to papież polskiej piłki" - mówi genialny bramkarz, który zatrzymał Anglię. We wtorek przypada setna rocznica urodzin najlepszego szkoleniowca w historii polskiej piłki nożnej.
Bez Kazimierza Górskiego nie byłoby Jana Tomaszewskiego. Ja i moi koledzy z obrony mieliśmy wielki komfort psychiczny. Mogliśmy grać na pograniczu ryzyka. Pan Kazimierz stworzył taki zespół, że nawet jak straciliśmy bramkę, to nasi koledzy z ataku mogli zawsze zdobyć gola więcej. Porównywalny komfort ma dziś Bayern Monachium czy FC Barcelona sprzed kilku sezonów
- wskazuje Jan Tomaszewski.
Bramkarz "Orłów Górskiego" opowiedział o olbrzymiej roli trenera w osiągnięciu cennego remisu 1:1 z Anglikami. Polscy piłkarze jechali na to spotkanie jak na ścięcie, a faworyt był tylko jeden. Pomimo tego Biało-czerwoni nie pękli i awansowali na mistrzostwa świata eliminując utytułowanych rywali.
Mecz na Wembley zakończył się sukcesem tylko dzięki Kazimierzowi Górskiemu. Kazał nam na treningach „grać na wzrok”. Większość z nas występowała wówczas na stadionach odkrytych. Wembley natomiast było stadionem zadaszonym, gdzie hałas odbijał się od dachu i na murawie nie było słychać własnych myśli przez głośny doping. Ja podczas tego meczu popełniłem mnóstwo błędów, ale moi koledzy byli tak „zaprogramowani” przez Pana Kazimierza, że zawsze wiedzieli gdzie mają być i w razie konieczności wybijali piłkę sprzed bramki
- wspomina Tomaszewski.
Znakomity bramkarz opowiedział, jak trener potrafił opanować emocje piłkarzy w przerwie niezwykle trudnego spotkania:
Weszliśmy do szatni w przerwie meczu na Wembley. Adrenalina nieprawdopodobna. Dyskutowaliśmy między sobą, bo podczas meczu nie było szans przez tumult. Pan Kazimierz dał nam się dwie minuty wygadać i charakterystycznym dla niego tonem powiedział „Panowie, proszę o chwilę spokoju – widzicie: nie taki diabeł straszny, jak go malują”. „Wytrzymaliście 45 minut, to spróbujcie wytrzymać jeszcze 45” - dodał i każdemu zawodnikowi przekazał jeszcze indywidualne wskazówki. To było nieprawdopodobne, jakby był na innym meczu. Każdy trener wprowadziłby większą nerwowość, a dzięki tej przemowie uwierzyliśmy w siebie.
Tomaszewski podkreślił również kolejną niezwykłą cechę trenera Górskiego. Często mówi się, że najlepszy nawet trener nie poradzi sobie bez dobrego sztabu.
Pan Kazimierz miał niesamowitą zdolność dobierania sobie współpracowników. Razem z Jackiem Gmochem i Andrzejem Strejlauem stanowili najwybitniejszą trójkę w dziejach polskiej piłki. Nawzajem się uzupełniali i przekazywali sobie uwagi. Po meczu na Wembley do składu trafił młokos Władysław Żmuda – później okazało się najlepszy forstoper na świecie. Górski posadził na ławie strzelca złotej bramki z Anglikami, a postawił na jakiegoś „szczawika” - Andrzeja Szarmacha, który później był wicekrólem strzelców mistrzostw świata. To trzeba mieć niezwykłe wyczucie
- zauważył Tomaszewski.