Kibice Legii odzwyczaili się od porażek drużyny w eliminacjach do pucharów. Minęło wiele czasu od ostatniego sezonu, w którym stołeczni musieli się zadowolić walką na krajowym podwórku. Ostatni raz Legia nie zdołała awansować do fazy grupowej w sezonie 2012/2013.
Wówczas, walcząc o Ligę Europy, zatrzymała się na Rosenborgu Trondheim. - Liga Europy to byłby taki torcik, coś specjalnego. Teraz wpadamy w ligową szarzyznę - mówił wówczas Marek Saganowski.
W kolejnych latach Legia regularnie tego tortu smakowała. Zbiegło się to zresztą ze zmianą prezesa – w grudniu 2012 r. został nim Bogusław Leśnodorski. Trzeba powiedzieć, że charyzmatyczny prawnik szybko wprowadził klub na wyższy poziom. Już pół roku później Legia sięgnęła po mistrza i mogła powalczyć o Ligę Mistrzów. Z tej walki wyszła przegrana, ale po odpadnięciu w 4. rundzie LM trafiła do grupy LE. Podobnie było rok później po słynnej wtopie organizacyjnej, kiedy to w dwumeczu z Celtikiem zagrał nieuprawniony Bartosz Bereszyński. Legia do LM nie weszła, ale w batalii o LE pokonała FK Aktobe.
W kolejnych sezonach w walce o grupę LE ograła Zorię Ługańsk (2015/16), a rok temu awansowała w końcu do LM. Po latach tłustych nadeszła katastrofa – Wojskowi nie awansowali ani do LM, ani nawet do LE. I znów zbiegło się to ze zmianą prezesa, bo tym razem o puchary Legia walczyła pod wodzą Dariusza Mioduskiego.