Konrad Bukowiecki przyznał, że nadal jest dzieciakiem wśród najlepszych kulomiotów świata. "Nie ma potrzeby zmiany treningu, bo z roku na rok pcham dalej. Wcale nie musi być tak, że do medalu w Tokio konieczne będzie 23,50 metra" - podkreślił.
Wicemistrz Europy z 2018 roku w sezonie 2019 pchał najdalej w karierze. Kilka razy poprawił rekord życiowy, który teraz wynosi 22,25. Po finale mistrzostw świata, w którym zajął szóste miejsce, był jednak niepocieszony i nieco zrezygnowany. Konkurs stał na najwyższym poziomie w historii i do zajęcia miejsca na podium potrzeba było próby na 22,90, a do złota rezultatu jeszcze o centymetr lepszego.
Dorosłem już do tego, aby powiedzieć, że był to udany sezon. Poprawiłem "życiówkę", wygrałem Uniwersjadę, młodzieżowe mistrzostwa Europy, byłem w finale MŚ jako jedyny Europejczyk czy wygrałem mityng Diamentowej Ligi. Takie rzeczy nie dzieją się codziennie, więc plusów jest zdecydowanie więcej niż minusów
- powiedział Bukowiecki.
Przyznał, że poziom jego konkurencji jest tak wysoki jak nigdy w historii, ale w jego ocenie wcale nie musi oznaczać to nieustannej progresji wyników. "Nie będzie tak, że teraz, aby myśleć o olimpijskim medalu w Tokio będzie trzeba pchnąć 23,50 metra. Nie przewiduję tego".
Uznał, że konkurs w Katarze był czymś takim, co być może dzieje się raz na wiele lat. By myśleć o podium w Japonii, trzeba będzie jednak być w formie pozwalającej na poprawienie rekordu życiowego.
Trening, który realizuję pod okiem mojego taty, sprawdza się. Przecież z roku na rok pcham dalej. Nie ma więc żadnej potrzeby nanoszenia wielkich korekt i rewolucyjnych zmian. Proszę pamiętać, że ja mam 22 lata. Już trochę o mnie słychać, ale ja nadal jestem dzieciakiem, a moi rywale są zdecydowanie bardziej doświadczeni
- przyznał urodzony w Szczytnie zawodnik.
Obecnie jest na takim etapie przygotowań, którego zawodnicy najbardziej nie lubią. Obciążenia są bardzo duże, ćwiczenia monotonne, a perspektywa rywalizacji, która jego nakręca najmocniej, dość odległa.
Obecna generacja kulomiotów, np. Amerykanów, to zdecydowanie inni zawodnicy niż kilka lat temu. Oni nie pchają raz w sezonie 22,50, ale potrafią robić to regularnie. Nie można zatem liczyć, że spalą się na igrzyskach, jak zdarzało się to ich rodakom w przeszłości. To mocni rywale i do tego stabilni. Oni potrafią sprzedać swoją dyspozycję w najważniejszym momencie
- przyznał Bukowiecki, który tuż przed świętami wrócił z obozu w Portugalii. Zaraz po nich zawodnik AZS UWM Olsztyn wróci do mozolnej pracy.