„Zawsze chcieliśmy, by wasza gra była taka, jak nasz doping. Dziś nasz doping będzie taki, jak wasza gra” - transparent o takiej treści zawisł na trybunie ultrasów Legii - Żylecie. Podczas meczu z Zagłębiem głośne z reguły trybuny stadionu przy Łazienkowskiej nie wspierały piłkarzy.
Kibice nie wybaczyli piłkarzom żenującego występu w Tyraspolu i głośno wyartykułowali, co sądzą o dyspozycji i zaangażowaniu drużyny w ostatnich meczach. „Po co wy gracie jak wy ambicji nie macie?”, „Takie są fakty, macie za duże kontrakty”, czy „Co się w Tyraspolu stało, że wam walczyć się nie chciało” to nieliczne okrzyki, jakie można było usłyszeć w niedzielę przy Łazienkowskiej. Już wybiegający na rozgrzewkę legioniści zostali powitani porcją gwizdów, a potem było tylko gorzej.
Jacek Magiera mówił przed pierwszym gwizdkiem, że najważniejsze będzie jak najszybsze odbudowanie zespołu po klęsce. - Trzeba się podnieść i znaleźć motywację, by wygrywać na krajowym podwórku. Mecz z Zagłębiem będzie dla nas ważny z każdego punktu widzenia. Im szybciej wrócimy na właściwe tory, tym lepiej. Na to co się stało z Sheriffem nie mamy już wpływu, ważne żeby wrócić mentalnie i zagrać z Lubinem o pełną pulę - wskazywał.
W pierwszej połowie jego drużyna nie miała pomysłu jak zagrozić bramce Martina Polacka. Zagłębie jeszcze w tym sezonie nie przegrało, ale na Legii - gdzie przyjechało jako lider - grało niepewnie i bez przekonania. I tak jednak po jednym z dośrodkowań Łukasz Broź musiał głową wybijać piłkę z linii bramkowej. Legia odpowiedziała ciekawą indywidualną akcją Berto, który minął rywali jak tyczki, ale nie zdołał pokonać bramkarza. Po chwili wyróżniający się pomocnik musiał zresztą opuścić boisko - wszystko wskazuje na to, że uszkodził kolano przy próbie strzału. Kibiców nie udobruchała jednak ani ta akcja, ani przewrotka Cristiana Pasquato. „Zejdźcie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska” - zaintonowali.
Legioniści z boiska nie zeszli, a w drugiej połowie w końcu strzelili gola. Zegar pokazywał 57. min kiedy Michał Kucharczyk pomknął prawą stroną, ściągając na siebie trzech rywali, i odegrał piłkę do Armando Sadiku. Albańczyk uderzył mocno, precyzyjnie i zrobiło się 1:0. Kilka minut później podwyższył, po strzale zza pola karnego, Sebastian Szymański, a Zagłębie stać było tylko na honorowe trafienie z karnego już w doliczonym czasie gry. Pewne zwycięstwo niewiele zmieniło – stadion pożegnał piłkarzy mistrza Polski głośnym pytaniem: „Gdzie są puchary?!”.