W cieniu piłkarskiego sukcesu reprezentacji Anglii, która po wielu latach zagra w finale piłkarskich mistrzostw Europy, toczy się ciągle walka z epidemią koronawirusa, o której wielu zdaje się zapominać. Przed południem czasu polskiego ulice Londynu wypełnione były już kibicami, stłoczonymi przed stadionem Wembley. Na stadionie ma pojawić się dziś ponad 60 tysięcy osób. Unijni eksperci wskazują na związek pomiędzy przypadkami koronawirusa w Niemczech, gdzie również rozgrywano mecze turnieju, a jego organizacją.
Trzeba przy tym przypomnieć, że UEFA właśnie w czasie epidemii zdecydowała się zorganizować mistrzostwa, które rozstrzelone są geograficznie po mapie całego kontynentu, od Londynu po Baku, od Lizbony po Petersburg. W dodatku drużyny (praktycznie oprócz... Anglii) podróżować musiały na kolejne mecze w różne lokalizacje. Przykładowo Polska zaczynała od Petersburga, by kolejny mecz zagrać w hiszpańskiej Sewilli i po kilku dniach wrócić na jeszcze jeden mecz do Petersburga. Za piłkarzami podążali oczywiście kibice, czego przecież można się było domyślić, planując organizację turnieju. Biorąc pod uwagę sytuację związaną z pandemią, która przecież spowodowała przełożenie turnieju o rok, w UEFA wszystkie lampki powinny świecić się na czerwono.
Wokół Trafalgar Square i Piccadilly Circus wśród setek osób zapanował odświętny nastrój przed pierwszym gwizdkiem w meczu finałowym Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej. Uliczni muzycy grali „Football's coming home”, fani w koszulkach tańczyli bez dystansu i masek
- relacjonuje portal dw.com.
Co ciekawe, liczby zakażeń koronawirusem związanych z EURO 2020 nie są dotąd duże - ECDC odnotowała 18 przypadków bezpośrednio związanych z turniejem. Pomimo tego autorzy raportu ostrzegają: "w krajach, gdzie odbyły się masowe zgromadzenia, jak mecze Euro, przy braku zachowania odpowiednich środków ostrożności, ryzyko przeniesienia się wirusa COVID-19 i jego mutacji w inne części Europy jest wyższe."
Prezydent UEFA Aleksander Ceferin niedawno odrzucił krytykę wobec Euro ze strony ekspertów od koronawirusa. "Zespoły zachowywały się niezwykle profesjonalnie" – podkreślił w rozmowie ze stacją BBC. "Także na stadionach jesteśmy bardzo restrykcyjni i gdy słyszę polityków mówiących, bez przedstawienia dowodów, o osobach, które zaraziły się podczas meczów, jestem lekko rozczarowany" – dodał.