- Czeka nas siedem finałów i walka o obronę mistrzostwa Polski. Nasze hasło na decydującą fazę? Wybitność. W każdym ze spotkań, jakie rozegramy, będzie się liczyć właśnie ona. Nie ma już miejsca na przeciętność - zapowiada trener Legii Jacek Magiera.
Mimo zwycięstwa w ostatnim meczu rundy zasadniczej legioniści nie zdołali zakończyć tej części sezonu na pozycji lidera. Stało się tak po raz pierwszy odkąd weszła w życie reforma ESA37, czyli od sezonu 2013/2014. Wojskowi tracą punkt do Jagiellonii Białystok i mają tyle samo przewagi nad Lechem Poznań. Rywalem do mistrzostwa będzie też Lechia Gdańsk, która zyskała na podziale punktów i do warszawian traci już nie pięć, a zaledwie dwa oczka. - Najważniejsze to wejść w fazę finałową z pozytywnym nastawieniem. Za nami 30 ważnych kolejek, ale dopiero teraz zaczynamy wielką grę – mówi obrońca Legii Michał Pazdan, a Michał Kopczyński uważa, że terminarz decydujących spotkań układa się dla Legii dobrze. Na siedem spotkań Wojskowi zagrają cztery razy u siebie - przy Łazienkowskiej podejmą bezpośrednich rywali do tytułu: Lecha i Lechię. Czeka ich natomiast wyprawa do Białegostoku.
- W tym sezonie mecze wyjazdowe wychodzą nam zdecydowanie lepiej niż domowe, mimo wszystko jesteśmy zadowoleni z harmonogramu gier. W każdym spotkaniu damy z siebie wszystko i mam nadzieję, że najlepsze dopiero przed nami. Jaki mamy plan? Chcemy, żeby to właśnie w rundzie finałowej nasza gra była bardziej efektowna, a przede wszystkim efektywna niż do tej pory - podkreśla „Kopa”.
Powodów do euforii nie ma, bo wiosną gra Legii pozostawia wiele do życzenia. Poniżej oczekiwań spisują się chociażby będący kręgosłupem drużyny Miroslav Radović, czy Brazylijczyk Guilherme. O problemach w ataku napisano już wszystko - od lutego Wojskowym wciąż nie udało się załatać dziury po odejściu Nemanji Nikolicia i Aleksandara Prijovicia. Owszem, debiutanckiego gola w spotkaniu z Cracovią (2:1) strzelił Tomas Necid, ciężko jednak oczekiwać, by czeski napastnik w rundzie finałowej stał się nagle postrachem bramkarzy przeciwników. Apel Magiery o wybitność ma też uzasadnienie, gdy spojrzymy na statystyki poprzednich rund finałowych Ekstraklasy w wykonaniu warszawian. W dwóch ostatnich sezonach legioniści punktowali w decydujących siedmiu spotkaniach słabo - rok temu na 21 możliwych punktów zdobyli tylko 13, a wiosną 2015 roku zgromadzili 14 oczek, o dwa ustępując najlepszemu wówczas Lechowi. Dobrze poszło Legii tylko w debiutanckim sezonie ESA37 - stołeczni zdobyli wtedy w rundzie finałowej aż 18 punktów, przegrywając tylko jedno spotkanie (1:2 z Ruchem Chorzów). Wówczas jednak przewaga Legii nad rywalami nie podlegała żadnej dyskusji - po 30 kolejkach stołeczni wyprzedzali o 10 punktów Lecha i mimo podziału punktów zdołali wygrać mistrzostwo z taką samą przewagą. Rok później mimo dwóch punktów przewagi nad Lechem po 30 kolejkach, w finale Legia dała się wyprzedzić Kolejorzowi, który jednym punktem odebrał jej tytuł. W minionym sezonie dwupunktową przewagę nad Piastem wywalczoną w rundzie zasadniczej powiększyła na koniec rozgrywek do trzech oczek, ale nie tyle dzięki swojej sile, co bardziej słabości gliwiczan. A warto też dodać, że Wojskowi nie czuli wielkiej presji, bo nie musieli oglądać się na pozostałych rywali, których po sezonie zasadniczym zostawili w tyle.
Teraz tej przewagi i komfortu zwyczajnie nie ma - tabela jest spłaszczona i każde zwycięstwo będzie na wagę złota. - Wszystko może się rozstrzygnąć nawet w ostatniej kolejce. To trochę nasza wina, bo na początku sezonu daliśmy „ciała”. Przed nami siedem finałów Ligi Mistrzów – podkreśla w „Przeglądzie Sportowym” Arkadiusz Malarz. Zarówno on, jak i jego koledzy wiedzą, że margines błędów został już wyczerpany.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie,dodatek mazowiecki
#Jacek Magiera
#Michał Kopczyński
#ekstraklasa
#Legia Warszawa
Małgorzata Chłopaś