Proaborcyjne środowisko zarzucają Szymonowi Hołowni bezczynność w sprawie liberalizacji prawa aborcyjnego. Można o tym było usłyszeć na dzisiejszej pikiecie w Poznaniu. Choć przybyło na nią zaledwie 50 osób, to padły mocne słowa w stronę marszałka Sejmu i całej koalicji rządzącej.
Jedna z organizatorek, zastrzegająca sobie anonimowość członkini kolektywu PyRA, powiedziała, że przyczyną protestu jest brak dostępu do legalnej aborcji na żądanie.
Wskazała, że projekty odpowiednich ustaw zostały złożone do Sejmu na pierwszym posiedzeniu obecnej kadencji parlamentu. "Te ustawy nadal nie mają nadanych numerów druku. Marszałek Sejmu dalej trzyma te ustawy w zamrażarce, więc na dobrą sprawę, to, co udało się zrobić po naszej, obywatelskiej stronie, leży u marszałka na biurku. U marszałka, który ma dzisiaj ważniejsze rzeczy do zrobienia niż zajęcie się obietnicami wyborczymi całej demokratycznej opozycji" – dodała.
Jak oceniła, to m.in. dzięki protestom przeciwko zaostrzaniu prawa aborcyjnego w 2020 r. oraz zaangażowaniu kobiet udało się wygrać wybory obecnej koalicji rządzącej.
"Udało się oczywiście szybko zapomnieć o tym, dzięki komu to się stało, dlatego tu dziś jesteśmy"
Obecna na pikiecie posłanka KO Katarzyna Kierzek-Koperska pytana o postulaty demonstrujących, zaznaczyła, że nie może się wypowiadać za marszałka Sejmu Szymona Hołownię. Zapewniła, że dla jej ugrupowania prawa kobiet są jednym z priorytetów.
Posłanka wyraziła przekonanie, że kwestiami liberalizacji przepisów dotyczących aborcji parlament zajmie się po uchwaleniu budżetu państwa.
"Jestem przekonana, że jak tylko to się zadzieje, to w dalszej kolejności będziemy procedować właśnie tę ustawę, bo jest naprawdę duża chęć do zmiany tych przepisów, wśród naszych koalicjantów również. I wydaje nam się, że przekonamy do tego również PSL. W moim przekonaniu jest to kwestia miesiąca"