- Mój 26-letni syn był działaczem stowarzyszenia, pomagał nam. W 2011 r. wyszedł z domu i umarł. Był bardzo wrażliwą osobą, nie mógł się pogodzić z tym, jak można oddać kamienicę z lokatorami - zeznała Anna Błażewicz, była lokatorka kamienicy przy ul. Noakowskiego 16 w Warszawie, przejętej przez rodzinę Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Błażewicz - która była lokatorką Noakowskiego 16 do 2013 r. - swoje oświadczenie na początku zeznań rozpoczęła od odczytania pisma innej byłej lokatorki kamienicy, która przy Noakowskiego 16 mieszkała do 2012 r. "Oświadczam też, że znane mi są przypadki trzech zgonów mieszkańców kamienicy, które mogą mieć związek przyczynowo-skutkowy z sytuacją, w jakiej znaleźli się lokatorzy po przejęciu kamienicy przez nowego właściciela, gdyż następowały krótko po kolejnych podwyżkach" - odczytała świadek.
- Zaczęliśmy być nękani uciążliwymi remontami. Trwało to 7 lat. Remonty były wykonywane bez zezwoleń budowlanych. Klatka schodowa była zadymiona, ściany popękały. Było realne zagrożenie katastrofą budowlaną
- zeznawała pani Anna przed komisją. Szeroko opowiadała o tym, jak firma, która kupiła nieruchomość od Waltzów, nękała lokatorów. M.in. przed podwyżki czynszów, które wzrosły o 500-1000 proc.
"Chciałam tu zaznaczyć, że mój 26-letni syn (...) bardzo dużo mnie wspierał, bardzo dużo nam pomagał i 12 lutego 2011 r. wyszedł z domu, dał mi buziaczek i powiedział, że jedzie do Factory wymienić bluzeczkę, bo za krótkie były rękawy i mówi: zaraz wracam. Proszę sobie wyobrazić, że po wyjściu z domu, po 20 minutach, upadł i zmarł".
- opowiadała roztrzęsiona lokatorka. Przyczyną zgonu było serce, choć syn Anny Błażewicz nigdy nie miał problemów kardiologicznych. "Był tak wrażliwą osobą, mój syn nie mógł się pogodzić z tym, jak można oddać kamienicę z lokatorami, pozostawiając lokatorów samym sobie, Serce nie wytrzymało" - dodawała Anna Błażewicz.
Władze m.st. Warszawy, a także SKO podległe premierowi, wykazały się całkowitą bezczynnością
- dodawała Anna Błażewicz.
I jeden z najciekawszych fragmentów zeznań byłej lokatorki:
Szukaliśmy prawników, którzy nam pomogą. Słyszeliśmy: "to dotyczy rodziny Waltzów? To sprawa polityczna. Ja się tym nie zajmę".
"To lokatorzy Noakowskiego 16, a nie urzędnicy miasta, odkryli, że dokument ze sprawy jest sfałszowany, a nie urzędnicy miasta. To ja przepraszam; za co ci ludzie pieniądze brali?" - pytała też Anna Błażewicz komisję weryfikacyjną.
Przypomnijmy: przed wojną właścicielami Noakowskiego 16 były osoby pochodzenia żydowskiego, które zginęły w czasie II wojny światowej. W 1945 r. Leon Kalinowski, wraz z Leszkiem Wiśniewskim i Janem Wierzbickim, zaczął posługiwać się w warszawskich urzędach antydatowanym na czas sprzed wojny pełnomocnictwem właścicieli do dysponowania przez niego ich nieruchomością. Miał on sfałszować akt notarialny i wypisy z niego. Dzięki temu Kalinowski sprzedał kamienicę Romanowi Kępskiemu (wujowi Andrzeja Waltza) i Zygmuntowi Szczechowiczowi.
Potem okazało się, że wojnę przeżyła Maria Oppenheim, żona jednego z dawnych właścicieli, która wykazała oszustwo. Pod koniec lat 40. Kalinowski został skazany na więzienie. Sąd unieważnił też wtedy pełnomocnictwa, którymi się posługiwał.
Po wydaniu "dekretu Bieruta", Kępski i Szczechowicz wszczęli - jako pokrzywdzeni przez dekret - postępowanie o ustanowienie prawa własności czasowej gruntu pod kamienicą, czego odmówiono im w 1952 r. W 2001 r. Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchyliło orzeczenie z 1952 r. W 2003 r. prezydent m.st. Warszawy ustanowił prawo użytkowania wieczystego nieruchomości na rzecz kilkunastu spadkobierców Kępskiego i Szczechowicza, w tym - Andrzeja Waltza i jego córki. W 2007 r. 91 proc. udziału kamienicy nabyła od nich Fenix Group. Według mediów, rodzina Gronkiewicz-Waltz miała na tym zarobić 5 mln zł.