W nocy z piątku na sobotę w okolicach Czeremchy grupa agresywnych migrantów próbowała sforsować granicę polsko-białoruską - informowała w sobotę Straż Graniczna.
Jak wygląda służba na granicy?
- To są minuty. Las nocą, kompletna cisza i nagle słyszysz ryk silników, błysk świateł. Nasza reakcja musi być natychmiastowa
- porucznik Greczan opowiedziała, jak wygląda nocna służba na granicy w okolicach Czeremchy.
- Najbliższe patrole muszą wezwać wsparcie jednocześnie, biegnąc na miejsce zdarzenia
- mówiła. Wszystko - w jej ocenie - dzieje się w tempie, które cywile znają tylko z filmów akcji. - Migrantów na granicę często przywożą białoruskie ciężarówki. Czasami widzimy, jak zeskakują z paki wojskowego auta. Przywożą ze sobą butelki, petardy, granaty kostkę brukową. To wszystko leci w naszym kierunku - mówiła porucznik Greczan.
Najbardziej niebezpieczne miejsca
Z tego powodu jednym z najniebezpieczniejszych miejsc jest nieczynne przejście kolejowe w okolicach Czeremchy. Torowisko jest wysypane dużymi i ostrymi kamieniami, które mogą służyć do ataku.
W okolicach przejścia drogowego w Opaczu znaleźć za to można pocięte piłą drewniane kloce. - Są zrzucone na nas podczas interwencji - powiedziała. - Drewniana karpa (część drzewa obejmującą pniak i korzenie), którą pokazuje funkcjonariuszka, może ważyć nawet kilkanaście kilogramów, a zrzucona z wysokości staje się bardzo niebezpieczna. Reszta drewna pochodzi z kładek, które migranci przerzucają przez zwoje drutu, tworzącego zasieki.
- Osoby próbujące przekroczyć granicę mają też ze sobą nożyce do cięcia metalu, na tyle ostre, by nie tylko przeciąć druty, ale także metalowe rusztowanie, które podtrzymuje concertinę
- powiedziała porucznik Greczan. Podkreśliła, że funkcjonariusze muszą odpierać ataki w oślepiającym świetle białoruskich laserów, często przy huku petard.
Obrażenia funkcjonariuszy
- Niemal każdy oberwał. Nie wszystkie uszkodzenia ciała zgłaszamy przełożonym. Nie dlatego, że to ukrywamy, ale zastrzyk adrenaliny jest tak duży, że dopiero po zejściu ze służby i ściągnięciu munduru widzimy siniaki i stłuczenia
- powiedziała.
Porucznik Greczan, która w siłach Frontexu służyła na granicy bułgarsko-tureckiej, gdzie stoi ogrodzenie, nie może się doczekać płotu, który ma stanąć także na odcinku strzeżonym przez placówkę w Czeremsze. "Wtedy będzie nam łatwiej" - powiedziała PAP.