W Libiążu, rodzinnym mieście zamordowanej rok temu w Boliwii wolontariuszki misyjnej Heleny Kmieć, odprawiono mszę św. w jej intencji. – Nie czyniła niczego na pokaz, nikogo nie pouczała, ale swoim przykładem inspirowała do podejmowania pięknych dzieł – mówił w homilii ks. prałat Franciszek Ślusarczyk.
Mszę św. w kościele św. Barbary, której przewodniczył bp Jan Zając, poprzedziła modlitwa przy grobie Heleny Kmieć. Zebrani odmówili koronkę do Miłosierdzia Bożego. Obecni byli najbliżsi Heleny: rodzice i siostra.
W homilii kustosz Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach ks. prałat Franciszek Ślusarczyk przywołał zdarzenie z życia Heleny, która kiedyś wróciła do domu, podczas przygotowania do obiadu, gdy „wszystko było jeszcze w proszku”. Mama przywitała ją słowami: „Chybaś mi spadła z nieba!”, na co dziewczyna odpowiedziała: „Mamo, tak lepiej nie mówić do stewardessy!”.
Spadłaś mi z nieba – wtedy zabrzmiało to jak dobry żart, ale teraz już wiemy, że Helenka będzie niejeden raz „spadać nam z nieba” – właśnie po to, aby nam przyjść z pomocą, aby nas wesprzeć – czasem w najmniej spodziewanym momencie, a może tylko powiedzieć na ucho, tak po prostu: „kocham „was!”
– mówił ks. Ślusarczyk.
Przypomniał, że w rok po śmierci Heleny Kmieć rusza program stypendialny dla dzieci na placówkach misyjnych. Na początek Fundacja jej imienia chce wesprzeć edukację uczniów w Boliwii, Zambii i na Filipinach.
W homilii ks. Ślusarczyk mówił też, że Helena obdarzona przez Boga wieloma talentami „potraktowała Ewangelię jako skarb i najpewniejszy drogowskaz życia”.
Nie czyniła niczego na pokaz, nikogo nie pouczała, ale swoim przykładem inspirowała do podejmowania pięknych dzieł
– mówił ks. Ślusarczyk.
Podkreślił, że niektórzy mogą jej śmierć traktować, jak tragiczny zbieg okoliczności.
Ktoś powie: to tragiczny zbieg okoliczności; szkoda, że do tego doszło, bo mogła jeszcze tak wiele dobra uczynić… Ja jestem głęboko przekonany, że w świecie wiary nie ma przypadków
– podkreślił ks. Ślusarczyk.
Jak mówił, Helena przygotowywała się do zawarcia małżeństwa, a wyjazd na misje do Boliwii miał być prawdopodobnie jednym z ostatnich tak głęboko angażujących ją jako misjonarkę.
Później myślała już o życiu rodzinnym
– mówił kapłan w homilii.
Podkreślił, że od roku jej „rodzina” jest coraz większa, bo dla wielu osób Helena stała się kimś bardzo bliskim, jak dobra siostra albo wierna przyjaciółka.
Po mszy wyświetlono krótki film nakręcony przez Helenę Kmieć telefonem komórkowym w ochronce dla dzieci w Cochabamba, gdzie miała wspierać siostry Służebniczki Dębickie.
Helena Kmieć zginęła w nocy z 24 na 25 stycznia 2017 r. ugodzona nożem podczas napadu na ochronkę dla dzieci w miejscowości Cochabamba w Boliwii. Kilkanaście dni później skończyłaby 26 lat. Była związana z Wolontariatem Misyjnym „Salvator”. Została pochowana w rodzinnym Libiążu – gdzie ma swoją ulicę. Jest też honorową obywatelką tego miasta.
Prezydent Andrzej Duda odznaczył pośmiertnie Helenę Kmieć Złotym Krzyżem Zasługi za zasługi w działalności charytatywnej i społecznej oraz za zaangażowanie w pomoc potrzebującym.