Dramaty wojny i ogromne traumy ukraińskich uchodźczyń instrumentalnie rozegrane przez feministyczne organizacje? Pytanie nasuwa się nam po lekturze raportu, jaki kilka dni temu powstał przy współudziale m.in. Federy i Feminoteki - polskich proaborcyjnych organizacji. Wstrząsającą tezę o Ukrainkach, które po gwałcie muszą wracać do kraju ogarniętego wojną, oparto na próbie... 80 osób. Nie tylko uchodźczyń, bo rozmawiano też z "ekspertami", wolontariuszami oraz aktywistami. Potrzebna aborcja na życzenie - czytamy w rekomendacjach, kierowanych do polskiego rządu.
„Zgwałcone Ukrainki wolą wrócić na wojnę. To przez polskie prawo aborcyjne” – brzmi tytuł artykułu na jednym z serwisów informacyjnych, dedykowanym kobietom. Kontrowersyjna teza ma mieć podparcie w raporcie, jaki opublikowała kilka dni temu międzynarodowa organizacja Center for Reproductive Rights, wespół z organizacjami z krajów Europy Środkowo-Wschodniej.
W raporcie czytamy: „Ukrainki mają utrudniony lub zupełnie zablokowany dostęp do usług związanych z prawami reprodukcyjnymi: do aborcji i antykoncepcji, również tej awaryjnej. Okazuje się, że również dostęp do opieki ginekologicznej i okołoporodowej jest w dużej mierze utrudniony”.
Z raportu wynika też, że Ukrainki – zderzając się z polskim prawem aborcyjnym – często decydują się wrócić do ogarniętego wojną kraju w celu wykonania aborcji. „Są na tyle zdesperowane i przerażone prawem aborcyjnym w Polsce, że zabierają dzieci i ruszają w drogę powrotną, ryzykując życiem swoim i rodziny” – komentuje z kolei portal, którego fragment artykułu po raz kolejny cytujemy.
Badanie powstało we współpracy kolektywu dziewięciu organizacji krajowych i międzynarodowych. Polski głos przypadł dwóm organizacjom – Fundacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny Federa oraz Feminotece. Obie te organizacje dały się poznać szczególnie w okresie tzw. Strajków Kobiet.
Ponadto Federa w ostatnim czasie promuje niebezpieczny precedens - organizacja przekonuje, że kobiety zgłaszające się do szpitala w zamiarze dokonania aborcji powinny ją otrzymać, o ile tylko przedstawią zaświadczenia dotyczące zagrożenia dla zdrowia psychicznego.
W obliczu agresywnych działań na rzecz liberalizacji prawa aborcyjnego w Polsce nie sposób oprzeć się wrażeniu, że opublikowany właśnie raport jest elementem presji na polskie władze. Wskazywać mogą na to treści zaszyte na samym końcu badania.
Wątpliwie brzmi jednoznaczny wniosek o Ukrainkach, przerażonych stanem polskiego prawa aborcyjnego, które masowo mają opuszczać Polskę, gdy okazuje się, na jakiej próbie pracowali autorzy raportu. Do jego powstania zaangażowano… 80 osób. Nie, nie tylko z Polski. Raport powstał w oparciu o rozmowy z 80 osobami z Węgier, Polski, Rumunii i Słowacji.
Co więcej, spośród tych 80 osób nie wszystkie były uchodźcami wojennymi. Mowa o działaczach wymienionych organizacji, wolontariuszach czy po prostu aktywistach.
Zupełnie w oderwaniu od problemu ukraińskich kobiet, pojawia się wrzutka o łamaniu szeregu praw człowieka, bestialskim traktowaniu uchodźców etc. W części „ograniczony zakres”, czytamy:
"projekt skoncentrował się na sytuacji uchodźców z Ukrainy na Węgrzech, w Polsce, Rumunii i na Słowacji. Jednocześnie projekt nie zgłębił poważnych naruszeń praw człowieka, których w tych krajach doświadczają uchodźcy z innych krajów bądź niezidentyfikowani migranci. Projekt nie poruszył także problemu łamania praw człowieka, z którymi mierzyć się muszą mniejszości”.
W raporcie znalazły się również rekomendacje dla polskiego rządu. Tu wprost nawołuje się do:
„zalegalizowania aborcji na życzenie i uchylenia przepisów kryminalizujących pomoc w zapewnieniu opieki aborcyjnej”.