"Pamiętam stan wojenny, ale z takim czymś zetknąłem się po raz pierwszy. Jestem przerażony tym, co się działo. To nie wyglądało na policję. To wyglądało jak oddziały ZOMO z tamtych lat" - mówi w rozmowie z portalem Niezalezna.pl uczestnik wczorajszego strajku rolników w Warszawie, były oficer Wojska Polskiego. Relacje osób, które były wczoraj w samym środku wydarzeń, do jakich doszło szczególnie pod budynkiem Sejmu, mrożą krew w żyłach.
Podczas wczorajszego strajku generalnego rolników w Warszawie doszło do prawdziwych zamieszek. Policja, pod wodzą Marcina Kierwińskiego - szefa MSWiA w rządzie Tuska, w sposób brutalny tłumiła pokojową manifestację. Wobec protestujących - używano gazu, pałek oraz armatek wodnych. Wielu rolników zostało rannych, poszkodowany został nawet jeden z posłów, który był w pobliżu manifestacji...
Portal Niezalezna.pl skontaktował się z kilkoma uczestnikami wczorajszej manifestacji, a tym samym świadkami brutalności policji Tuska. Te relacje mrożą krew w żyłach...
Pani Ewa (uczestniczka protestu): Nie. Rolnicy przybyli do Warszawy w celu pokojowej manifestacji. Nie wyzywali, nie skandowali, nie atakowali nikogo słownie. Był tak spokój, że byłam zaskoczona... Jak szliśmy pod budynek Sejmu, policjanci krzyczeli do nas, że nie możemy rzucać petard. W koło te same teksty. Gdy doszliśmy pod barierki pod Sejmem, z tyłu było pełno policjantów. Rolników przybywało, staliśmy, żartowaliśmy, rozmawialiśmy - jak zwyczajni ludzie. Z tyłu, na trawniku stało kilkudziesięciu policjantów. W pewnym momencie, ni stąd ni zowąd, huknęli całą chmarą na protestujących. Przewracali ludzi, używali gazu w masowych ilościach. Później zaczęli strzelać - w górę, hukowo, robiąc przy tym ogromny hałas, przez co wielu z nas zwyczajnie się przestraszyło.
Nigdy wcześniej nie byłam na takim wydarzeniu, nigdy wcześniej nie widziałam tylu poparzonych, zaatakowanych ludzi. Gdy chcieliśmy udać się w stronę autokarów, rolnicy przeraźliwie uciekali...
Mimo tych ataków, ludzie nie krzyczeli, nie wyzywali, nie przeklinał. Wszyscy zastanawiali się nad tym, co teraz będzie. Było tylu mężczyzn, a każdy z nich szedł pokornie, nie robiąc rozrób, nie kopiąc śmietników, nie rzucając śmieci.
Rolnicy, jak i pozostałe grupy, były nastawione pokojowo. Z ręką na sercu...
Osobiście podeszłam do policjantów, zachowując grzeczne maniery. Przypomniałam o protestach Lempart, kiedy to strajkujące kobiety atakowały funkcjonariuszy farbą, pluły. Wtedy reakcji ze strony policji nie było w ogóle. Zrugałam ich za brutalność wobec niewinnych ludzi, którzy nie wykazali agresji. Co usłyszałam w odpowiedzi? Że gaz trochę poszczypie i przestanie...
Powtarzam - marsz był bardzo pokojowy. Żaden rolnik nikomu nie ubliżał, nie obrażał rządzących, było po ludzku. Ale i niezwykle smutno...
Pan Andrzej (uczestnik protestu, były oficer Wojska Polskiego): Absolutnie, nikt policji nie prowokował. Może pod budynkiem KPRM, na początku, było nieco głośniej, natomiast pod Sejmem, był to raczej piknik. Byli rolnicy, myśliwy, leśnicy z całymi rodzinami. Wszyscy rozmawiali, atmosfera była pokojowa. Policjanci od początku podejmowali próby prowokacji. Biegali, starali się łapać ludzi, rzucali granatami hukowymi. Jeden z nich wybuchł obok mnie... Jedna osoba z grupy, z którą przyjechałem, miał dwie rany - właśnie przez odłamki tego granatu.
Policjanci cały czas stali w pełnym rynsztunku, gotowi do akcji.
Te widoki były straszne. Policjanci zachowywali się tak, jakby byli naćpani - po prostu. Kobiety leżały na ulicy, próbując polewać oczy wodą.
Pamiętam stan wojenny, ale z takim czymś zetknąłem się po raz pierwszy. Jestem przerażony tym, co się działo. To nie wyglądało na policję. To wyglądało jak oddziały ZOMO z tamtych lat.
Nikt z protestujących nie był agresywny. Klimat był naprawdę piknikowy. Ataku policji ciężko było się tutaj spodziewać, a jednak do niego doszło.
Pani Ewa (uczestniczka protestu): Nie, to kłamstwo. Pierwszy raz widziałam - przez całe swoje życie - jak policjanci nieopodal budynku Sejmu strzelali hukowymi. Pryskali gazem. Nie zliczę, ile widziałam poparzonych ludzi, którzy klęczeli na asfalcie i polewali twarze wodą. Przerażający widok...
W autokarze, gdy weszliśmy, aby wrócić do rodzinnych miejscowości, roznosił się wciąż zapach gazu...
Pan Andrzej (uczestnik protestu, były oficer Wojska Polskiego): Dwadzieścia lat temu nie było mnie pod Sejmem. Wszystkie te obrazki, które pokazywano w mediach, które są w mediach społecznościowych, są z wczoraj. Dużo ludzi pojawiało się w środku tych wydarzeń po to, aby filmować, bo po prostu nie dowierzali, że dzieje się to naprawdę...
Powtórzę się, ale nikt nie był agresywny. Tu nie było nawet przemówień. Ludzie stali w grupkach, rozmawiali. Wszyscy nastawieni byli przyjaźnie. Nie było nastrój dążących do zwarcia przeciwko policji.
Zapewniam jednak - nie poddamy się. Jeśli będzie kolejna taka manifestacja, wezmę w niej udział.