PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Witold Gadowski: Co łączy Manfreda Webera z „Grupą Wagnera”

Z Zachodu Weber, a ze Wschodu „Grupa Wagnera” – tak powinien zacząć się ogólny opis położenia Polski w lecie 2023 roku. Zabrzmiałoby to jednocześnie i muzycznie i… niedorzecznie.

Z Zachodu Weber, a ze Wschodu „Grupa Wagnera”
Z Zachodu Weber, a ze Wschodu „Grupa Wagnera”
European Parliament from EU, CC BY 2.0 <https://creativecommons.org/licenses/by/2.0>, via Wikimedia Commons; Government of the Russian Federation, CC BY 3.0 <https://creativecommons.org/licenses/by/3.0>, via Wikimedia Commons

No i znaleźliśmy się w „muzycznym” uścisku, czyli pomiędzy „Grupą Wagnera” a „Grupą Webera”.  Politycznie jednak partytury „Walkirii” i „Wolnego Strzelca” brylantowych twórców są zbyt wyrafinowane jak na gust ludzi, ku którym ta metafora się schyla. Całość zmierza bowiem – chcąc nie chcąc – ku prozaicznej, by nie rzec: kloacznej, rzeczywistości, w której skrzące się talenty kompozytorów zwiędłyby z przerażenia szlamem umysłowych wywarów współczesności.

Gdyby Wagner dostrzegł umysłowości Prigożyna, Łukaszenki i ich kompanii, wówczas Walkirie zamordowałyby go jednym nieodwołalnym pchnięciem losu. Podobnie rzecz ma się z Wolnym Strzelcem, który ani jedną nutą nie pasuje do osoby przyciężkawego i bezczelnego przewodniczącego Europejskiej Partii Ludowej – Manfreda Webera. Ten mało finezyjny Bawarczyk stał się chyba wyrazicielem nastrojów niemieckiego establishmentu, gdy wypowiedział słowa, których nie powstydziłby się niemiecki pferd w składzie delikatnej porcelany. Weber – nie bardzo pytany o zdanie – wypowiedział się na temat nadchodzących w Polsce wyborów parlamentarnych i tego, jaki życzyłby sobie ich wynik. Nie trzeba dodawać, że Prawo i Sprawiedliwość nie jest ulubionym stronnictwem Webera i postanowił on swoim polskim frustracjom dać nader wyraźne ujście.

Stwierdził ni mniej, ni więcej, że „trzeba zbudować tamę przed PiS”. Nie dopowiedział do końca swojej myśli, ale oczywiście pan Weber życzyłby sobie, aby elekcje w Polsce wygrała Platforma Obywatelska (no, może z małą domieszką postkomunistów), która od dawna przez niemieckich polityków traktowana jest jako użyteczna przybudówka do głównego nurtu niemieckiej polityki. Żartownisie powtarzają nawet, że PO do dziś nie pochwaliło się kompletnym programem na wybory A.D. 2023, bowiem zbyt długo trwa… jego  tłumaczenie z języka niemieckiego. Pan Weber, jakkolwiek niezbyt poważa Donalda Tuska, to jednak życzyłby sobie u steru polskich rządów przyjazną swoim wyobrażeniom o Mitteleuropie partię, a nie stronnictwo dążące do emancypacji Polski i – przynajmniej  teoretycznie – do wzmacniania polskiej suwerenności. Niemcy – odkąd po zjednoczeniu poczuli się w Europie pewnie – coraz bezczelniej usiłują ingerować w politykę państw, które (prawem kaduka) uważają za swoją strefę wpływów. Inteligentni politycy z Berlina czynią to, niuansując swoje wypowiedzi i większość interesów załatwiając na tzw. zapleczu, ci mniej lotni (należy do nich Bawarczyk Weber) wypowiadają swoje dążenia otwartym tekstem. Przewodniczący EPL skrzecząc o swoich „polskich marzeniach”, dał jedynie wyraz swojej frustracji i absolutnego pozbawienia nawet namiastki subtelności i dobrych manier. Niemcy bezczelnie usiłują mieszać się w polskie sprawy uważając, że mogą być dla Polaków nauczycielami demokracji. Zapominają jednak o całym okresie w swoich najnowszych dziejach, gdy nie potrafili należycie rozliczyć się ze swojej brunatnej przeszłości.

Czy można dziś w jednym szeregu stawiać bandyckiego przywódcę „Grupy Wagnera”, kryminalistę, biznesmena Jewgienija Prigożyna, dyktatora Białorusi Alaksandra Łukaszenkę i niemieckiego przewodniczącego EPL Manfreda Wernera? Tak, bowiem pod pewnym względem wszyscy oni zachowują się podobnie. Trapi ich przeświadczenie, że w Polsce dzieje się źle i właśnie oni mają do odegrania ważną misję zawracania Warszawy ze źle obranej drogi. Weber czyni to z wdziękiem brunatnego munduru, który bardzo by pasował człowiekowi w podobnie bezczelny sposób mieszającemu się w sprawy sąsiedniego kraju, natomiast dyktator Białorusi i przywódca najemnych bandytów czynią tak, bo inaczej po prostu nie potrafią. 

Czy słowa, demokratycznego ponoć, polityka Webera powinny mieć jakieś wyraźne następstwa? Tak, ktoś w jego partii powinien zwrócić mu uwagę, że bełkocząc w ten sposób jedynie zwiększa szanse znienawidzonej przez siebie partii na ostateczny tryumf. Gdyby sztabowcy PiS chcieli osiągnąć podobny efekt, musieliby wpakować w kampanię reklamową poważne środki finansowe. Tymczasem Manfred Weber uczynił to z własnej, butnej i nieprzymuszonej woli. Gdybym był specem od reklamy i doradzał partii Kaczyńskiego, ukułbym prosty i skuteczny slogan brzmiący mniej więcej tak: Głosujcie na tych, których nienawidzą Niemcy! Efekt byłby murowany.

Po wypowiedzi Webera trudno jest uwierzyć w fakt, że elity niemieckie zostały do końca zdenazyfikowane i nie przejawiają już dziś nazistowskich ciągotek. Chamstwo i buta, jakimi nacechowana jest wypowiedź Webera, stawiają go w jednym szeregu z watażkami ze Wschodu, do których zresztą mocodawcy Webera aż przebierają nogami.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Witold Gadowski