Najpierw Wojewódzki, z miną celebrycko-inteligencką, rzucił pytanko o Kyliana Mbappé i Roberta Lewandowskiego. Dla jasności – chodziło o to, że gwiazda reprezentacja Francji zabrała głos przed drugą turą wyborów we Francji, ostrzegając przed głosowaniem na prawicę. Tak więc Wojewódzki spytał Szczęsnego, czy śladem super-snajpera znad Sekwany nie powinien pójść snajper znad Wisły, czyli nasz Lewandowski. Ergo: czy nasz czołowy napastnik nie powinien zabierać głosu publicznie, piętnując „wiadomo-kogo” i wspierając też „wiadomo-kogo”. Szczęsny zamiast się na to nabrać, nie tylko się wybronił ale jeszcze Kubę zaorał. W dodatku odpowiadając mu prostymi, „piłkarskimi”, zdaniami. Sens był taki – niech piłkarz zajmie się graniem w piłkę, a nie polityką. Nikogo nie powinno obchodzić, kogo wspiera Lewy, a kogo Zieliński w kwestiach politycznych. Piłkarze są od grania, a nie od plecenia farmazonów na tematy polityczne.
Wobec takiego obrotu sprawy poszła od niezadowolonego Wojewódzkiego druga „torpeda”. Tym razem było to pytanie, czy Wojtek Szczęsny przyjąłby order od prezydenta. Bramkarz przez sekundę się zastanowił, po czym z pełnym przekonaniem odpowiedział, że tak – przyjąłby. I zaraz wyjaśnił inteligentnie – że on wie, iż Wojewódzkiemu chodziło o konkretnego prezydenta, Andrzeja Dudę. A gdyby prezydentem był Trzaskowski? To co? Nagle byłyby oklaski? A prezydent Polski to prezydent Polski, i kwita! Wreszcie, w tej rozmowie moment najlepszy chyba. Oto Wojewódzki zaczął bredzić, że przecież jest ta „dobra” strona, a gdzie indziej jest „zła”. Na to Szczęsny słusznie zapytał: „A ty wiesz, co to jest Dobro?”. Jakby tu rzec… zatkało dziennikarską „gwiazdę”…
Jaki z tego morał? Nie tylko taki, że wśród piłkarzy znajdziemy ludzi naprawdę „poukładanych”. Ale i ten, że niestety żyjemy w świecie, gdzie już od każdego wymaga się, by natychmiast zaangażował się w politykę. I to po tak zwanej „słusznej stronie”. Owo przekonanie, że jest ona tylko jedna, a pozostali, ci z drugiej strony barykady, to jakaś otchłań faszystów i rasistów, wydaje się być chyba najpotworniejszą chorobą wielkiej części tzw. „elyt kulturalnych”… Tylko im wolno rozsądzać, gdzie dobro, a gdzie zło. Prawdziwa tyrania umysłów…