Czy nadchodzi czas kobiet? - zapytano byłego prezydenta Wałęsę. Jako przykład podano Kamalę Harris, która może zostać wiceprezydentem Stanów Zjednoczonych. Pytanie wydaje się nieprzypadkowe, bowiem ostatnie wydarzenia w Polsce przez środowiska liberalno-lewicowe są nazywane "rewolucją kobiet". Ale Wałęsa dość nieoczekiwanie nie zostawił suchej nitki na takich zapędach.
- Jestem staroświecki, więc kobietę umiejscawiam w innym miejscu. Ale ja już nie jestem reformowalny
- powiedział. Dodał jednocześnie, że popiera Strajk Kobiet. "Tak, dlatego, że dużo mogą, tylko, że muszą się zabrać do roboty, ponieważ tak się nie zwycięża. Mogą sobie pokrzyczeć i pochodzić, ale to żadne zwycięstwo" - podkreślił.
Wałęsa zdobył się także na smutną refleksję. Stwierdził, że jest bankrutem, bo "rozdawał, a nie gromadził". Dlatego stwierdził, że potrzebna mu praca w formie spotkań i wykładów.
- Jestem bankrutem. Liczyłem, że tak jak było, będzie zawsze, więc rozdawałem, a nie gromadziłem. Dzisiaj już nie mam co rozdawać. Potrzebne mi to, ale chyba nie dożyje czasów, kiedy znowu będę mógł wsiąść do samolotu i polecieć na drugi koniec świata spotykać się z ludźmi
- zakończył.