- To, co wydarzyło się w Brukseli to bezapelacyjny sukces Polski i premiera Mateusza Morawieckiego. Można mówić o dwóch scenariuszach. (...) I jeden, i drugi scenariusz oznacza, że Polska stała się realnym podmiotem polityki międzynarodowej i realnie współdecyduje o kształcie UE - wyjaśnia w rozmowie z Niezalezna.pl to, co wydarzyło się przy obsadzie najważniejszych stanowisk w Unii Europejskiej - Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny "Gazety Polskiej" i "Gazety Polskiej Codziennie".
Wczoraj po kilkudziesięciu godzinach wielokrotnie wznawianych rozmów szefowie państw i rządów podczas posiedzenia Rady Europejskiej uzgodnili kandydatów na najważniejsze stanowiska unijne. Niemiecka minister obrony Ursula von der Leyen została kandydatką na szefową Komisji Europejskiej.
Tym samym odrzucona została propozycja socjalisty Fransa Timmermansa, której stanowczo sprzeciwiała się V4, Włochy oraz największa w PE frakcja - EPL.
Tomasz Sakiewicz w rozmowie z Niezalezna.pl wyjaśnia, że "to, co wydarzyło się w Brukseli to bezapelacyjny sukces Polski i premiera Mateusza Morawieckiego".
Można mówić o dwóch scenariuszach. Pierwszy - najbardziej prawdopodobny - jest taki, że sprawy potoczyły się żywiołowo. Frans Timmermans stał się realnym kandydatem Angeli Merkel i po prostu kanclerz Niemiec przegrała - najpierw z Polską, potem z całą V4, następnie z sojuszem V4 z Włochami i innymi krajami, a na dodatek z własną partą chadecką i własnym rządem. Jeżeli tak było to można powiedzieć, że zwycięstwo przypomina atak husarii - najpierw niewielki, rozpędzony oddział powoduje wręcz lawinową klęskę w szeregach przeciwnika
- powiedział redaktor.
Tomasz Sakiewicz podkreślił, że "jest też drugi scenariusz, który tez oznacza nasz sukces".
Frans Timmermans mógł być wystawiany na pożarcie, a szukano innego kandydata, który miał wejść w jego miejsce. To nie jest scenariusz prawdopodobny, ale jeśli miał on miejsce to oznacza, że w stałych planach przywódców Europy musi być uwzględniony potencjał polityczny i siła Polski, i trzeba wokół nas dokonywać ogromnych konstrukcji politycznych, żeby się z nami dogadać.
I jeden, i drugi scenariusz oznacza, że Polska stała się realnym podmiotem polityki międzynarodowej i realnie współdecyduje o kształcie UE
- wskazał.
Zdaniem redaktora naczelnego "GP" i "GPC" "zupełną farsą jest twierdzenie, że Polska miała lepszą pozycyję, kiedy Polak był szefem rady Europejskiej, czyli Donald Tusk".
To nie obywatelstwo, ani nawet narodowość decyduje o pozycji kraju, ale lojalność tych ludzi. Niemcy bardzo długo nie obsadzali widocznych stanowisk swoimi obywatelami, a to oni rządzili, bo mieli np. Donalda Tuska. Dzisiaj Polska pokazała, że przynajmniej nie można obsadzać ważnych unijnych stanowisk ludźmi, którzy są wrodzy wobec naszego kraju
- ocenił redaktor.